Nie lubię w przeglądach prasy chwalić własnej gazety, ale dziś muszę zacząć od niej, bo tej informacji naprawdę nie można przegapić - Berlin odpowiedział na warunki podstawione przez prezydenta-elekta Andrzeja Dudę w sprawie dwustronnych stosunków i to odpowiedział bardzo pozytywnie.
To świetny znak na początek prezydentury PAD. "Przez dziesięć lat Polska się wzbogaciła, stała się kluczowym partnerem politycznym i gospodarczym Niemiec w UE, do władzy doszło młode pokolenie polityków bez poprzednich fobii. Powstał inny układ" - cytujemy anonimowego niemieckiego urzędnika. Berlin nie chce powrotu do fatalnych zwyczajów dyplomacji PiS z latach 2005-07 i wyciąga rękę do zgody. W dyplomatycznym świecie, w którym tak mało dziś dobrych informacji, ta jest naprawdę doskonała.
W "Gazecie Wyborczej" Bartosz Wieliński uważa, że NATO powinno zastanowić się nad rozmieszczeniem u nas broni nuklearnej, bo byłaby to odekwatna odpowiedź na rosyjskie groźby powiększenia arsenału nuklearnego.
"Amerykańskie czołgi, które zostaną rozmieszczone na wschodniej flance NATO, to za mało, by odpowiedzieć na rosyjskie zagrożenie nuklearne. Na atomówki odpowiada się atomówkami" - pisze Bartosz (przez lata siedzieliśmy biurko w biurko, więc pozwolę sobie pisać o nim po imieniu, zwłaszcza tak ładnym). I porównując dzisiejszą sytuację do tej sprzed kryzysu kubańskiego dodaje: "Kreml opinią Rosjan się nie przejmuje. Dla wielu z nich nowe rakiety międzykontynentalne to zresztą powód do dumy. Dlatego Moskwa tak ostro podbija stawkę. Liczy, że w nuklearnej licytacji spanikowany Zachód w końcu rzuci kartami".
Dyskusja to arcyciekawa, a decyzja rzeczywiście należy do polityków. Moim zdaniem przerzucać broni nuklearnej z baz w Europie Zachodniej do Polski nie trzeba z czysto wojskowego punktu widzenia, ale chętnie posłucham innych argumentów. Bartosz myli się tylko w jednym - gdy zadaje teoretyczne pytanie, "co by się stało, gdyby polscy piloci F-16 zaczęli ćwiczyć ataki jądrowe". W rzeczywistości bowiem to już ma miejsce.