- Naziści palili książki, a na Zachodzie zakazują czytać Dostojewskiego – no i jak można skomentować taką na przykład putinowską myśl, wygłoszoną przed śmiertelnie poważnymi słuchaczami „Wałdaja”? Tylko wspominając Hłaskę.
Putin: Ciągle myślę o stratach Rosji w Ukrainie
Ciągle myślę o rosyjskich żołnierzach, którzy polegli w Ukrainie, ale Moskwa nie miała innego wyboru, jak tylko dokonać inwazji - mówił Władimir Putin, odpowiadając na pytania uczestników forum Klubu Wałdajskiego.
Podobnie ze wszystkim co mówił rosyjski przywódca na temat wojny z Ukrainą (cały czas nazywaną przez niego „specjalna operacją wojenną”). Począwszy od tego, że wszystkiemu winien jest Zachód (tak, jakby to on napadł na Ukrainę), poprzez zapewnienie że jego planem od początku było tylko „pomóc mieszkańcom Donbasu” (po co w takim atakował Kijów, a teraz niszczy ukraińska cywilną infrastrukturę) po oskarżanie Ukrainy o przygotowanie „brudnej bomby”. A Słowenia właśnie ogłosiła, że zdjęcia jej komponentów opublikowane przez rosyjski MSZ są zdjęciami oprzyrządowania słoweńskiej elektrowni atomowej.
Cóż tu jeszcze dodać? Na pytanie, czy przypadkiem nie docenił przeciwnika odpowiedział bez mrugnięcia (błękitnym) okiem: Nie, widzieliśmy co się dzieje.
„Zwykle Putin po prostu ogłasza dokładne przeciwieństwo tego, co jest prawdą” – można by podsumować kolejne wystąpienie rosyjskiego prezydenta słowami Andersa Aslunda.
Ale jednak pojawiło się w przemówieniu coś, nic nowego rzecz jasna, co wywołało zaniepokojenie. Na pytanie czy uważa Ukraińców za osobny od Rosjan naród natychmiast odpowiedział „Nie”. Mówił to już wielokrotnie, ale jednak usłyszeć coś takiego na początku dziewiątego miesiąca wojny… Po czym na pytanie, czy w takim wypadku obecna wojna nie jest wojną domową znów nie powiedział nic nowego: „Okazaliśmy się w różnych państwach. Niestety”.