Nikołaj Patruszew jest jednym z najbardziej zaufanych ludzi Władimira Putina. Były szef FSB i wieloletni sekretarz Rady Bezpieczeństwa należał do ścisłego grona ludzi na Kremlu, którzy najpierw planowali, a w lutym 2022 roku rozpoczęli inwazję nad Dnieprem. Co więcej, reprezentował grono kremlowskich „jastrzębi”, którzy opowiadali się za „totalną” wojną z Ukrainą, powszechną mobilizacją w Rosji i jeszcze większym zaostrzeniem represji.
Przedłużająca się wojna (Putin oczekiwał szybkich sukcesów), ogromna skala korupcji w resorcie obrony, ale też nieudany bunt szefa najemników Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna doprowadziły do przetasowania ludzi na Kremlu. 73-letni Patruszew został doradcą Putina (pozostając członkiem Rady Bezpieczeństwa) i odpowiada dzisiaj m.in. za rozwój strategiczny marynarki wojennej. Jego miejsce (sekretarza Rady Bezpieczeństwa) zajął były szef resortu obrony Siergiej Szojgu. Nadal są w kremlowskiej talii, a to oznacza, że wszystko, co mówią, mówią nie tylko w swoim imieniu.
Czytaj więcej
Nad Dnieprem rośnie liczba zwolenników zakończenia wojny kosztem utraty części terytorium. Sytuacja na froncie się zaognia, a Zełenski próbuje dobić się do Trumpa i jego otoczenia.
Rosja chce rozmawiać z Trumpem. Ale ogląda się na Chiny
Zwłaszcza jeżeli chodzi o wywiad w dzienniku o największym nakładzie w Rosji – „Komsomolskaja Prawda”. Wywiad z Patruszewem dotyczył oczekiwań Moskwy wobec nowej administracji USA. Ten stwierdził, że nowa administracja Donalda Trumpa, w odróżnieniu od administracji Joe Bidena, nie zalicza Ukrainy „do grona priorytetów”. - Bardziej go niepokoją Chiny – mówił i zapewniał, że dla Rosji Chiny „są i pozostaną najważniejszym partnerem”. Przekonywał, że zmiany w Białym Domu nie wpłyną na relacje Moskwy z Pekinem.