Donald Tusk napisał we wtorek na X: „Ani sondaże, ani podpowiedzi rozgorączkowanych komentatorów nie będą miały wpływu na moje decyzje w sprawach Ukrainy. Bezpieczeństwo Polski – wyłącznie tym będę się kierował”.
Była to odpowiedź na mój komentarz dzień wcześniej, w którym uznałem, że Polska przyczyniła się do porażki szczytu czołowych przywódców europejskich w Paryżu, odmawiając udziału w misji rozjemczej w Ukrainie.
Chodzi właśnie o bezpieczeństwo Polski. To się rozstrzyga teraz
Ja też kieruję się potrzebą bezpieczeństwa Polski. Uważam, że ani argumenty ad personam o rozgorączkowanych oponentach, ani fałszywe przecież zapewniania, że nikt nie oczekuje od naszego kraju udziału w operacji w Ukrainie, nie rozwiążą tej kwestii. Polskie społeczeństwo zasługuje na poważną debatę merytoryczną o decyzjach, które mogą przesądzić o układzie geopolitycznym w Europie na pokolenia.
Czytaj więcej
Ukraina bez emocji przyjęła odmowę udziału swego prezydenta w rozmowach amerykańsko-rosyjskich. Ale też zaczęła udowadniać prezydentowi USA, że należy się z nią liczyć.
Moment na to nie jest dobry. Wchodzimy na ostatnią prostą kampanii wyborczej i niemal wszystko jest odczytywane przez partyjne okulary. Ale ten timing narzucił Donald Trump. Istnieje wielkie ryzyko, że Amerykanie rozstrzygną na dniach o losie Ukrainy bez udziału Europejczyków i samych Ukraińców. A udzielone przez nich gwarancje bezpieczeństwa będą warte tyle, ile te przyznane przez tę samą Amerykę w memorandum budapeszteńskim w 1994 r. Czyli nic. Wtedy wojska Putina mogą się znaleźć za kilka lat u naszych granic. Trudno sobie wyobrazić coś gorszego dla bezpieczeństwa Polski.