Wpis dotyczący startu Karola Nawrockiego w prezydenckim wyścigu, zamieszczony na oficjalnym koncie Instytutu Pamięci Narodowej na portalu X, wywołał falę krytyki. Prawnicy przypominają, że ktokolwiek, kto stanie na czele IPN, a później zdecyduje się kandydować w jakichkolwiek politycznych wyborach, nie może wykorzystywać zasobów podległej sobie publicznej instytucji do realizacji własnych celów. Poza tym ustawa o IPN zabrania mu działalności w partii. Sprawa jednak komplikuje się, jeśli kandydat do partii nie wstąpił, ale jednak startuje z jej poparciem. Czy wtedy jest już „wystarczająco” polityczny, by wzywać go do dymisji?
Na kontrowersyjne ruchy na profilu IPN sceptycznie patrzy Wojciech Hermeliński, sędzia TK w stanie spoczynku i były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. – Uważam, że zamieszczanie na nim jakichkolwiek wyrazów poparcia prezesa jako kandydata może zostać uznane za udzielenie wsparcia majątkowego o charakterze niematerialnym, a tego kodeks wyborczy instytucjom robić zabrania. W przyszłości może skutkować to powstaniem wątpliwości po stronie PKW, która oceni sprawozdania komitetu wyborczego Karola Nawrockiego – komentuje sędzia.
Czytaj więcej
W Krakowie ogłoszono decyzję PiS dotyczącą poparcia kandydata na prezydenta. W przyszłorocznych wyborach ugrupowanie wesprze szefa IPN Karola Nawrockiego.
Ustawa o IPN zakazuje przynależności partyjnej
Ustawa o Instytucie wskazuje, że jego szef nie może należeć do partii politycznej i związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej niedającej się pogodzić z godnością jego urzędu. Sam wybór szefa tej instytucji odbywa się w Sejmie. – Jeśli dodamy do tego, że Karol Nawrocki był wcześniej nawet nieformalnie związany z PiS, to teza o jego niezależności jest mało wiarygodna. Nie musi oficjalnie wstępować do partii, aby być z nią kojarzony – uważa sędzia Hermeliński.
Oczywiście osobie, która pełni już funkcję publiczną lub kieruje państwową instytucją, nie można zablokować możliwości startu w wyborach. Trudno też oczekiwać, że – jak uważa sędzia – na czas kilkumiesięcznej kampanii porzuci ona zadania, które powierzyli jej wyborcy lub przełożeni. – Jednak nie może ona finansować jej z funduszy np. instytucji, którą zarządza. Kiedy stałem na czele PKW, zawsze mieliśmy z tym problem, więc kierowaliśmy do kandydatów na prezydenta, posłów i senatorów apele, aby rozdzielali oni swoją działalność służbową od kampanijnej, choć rzadko się to udawało – przyznaje były szef Komisji.