Polskie państwo jest aktywne nie tylko w branżach, które powszechnie, choć zwykle niesłusznie, uznaje się za strategiczne, ale również w tak prozaicznych obszarach, jak produkcja sklejki, szlifierek czy obrabiarek. Spośród krajów należących do OECD pod względem zakresu obecności przedsiębiorstw państwowych w różnych sektorach gospodarki ustępujemy tylko Francji.
Skoro nie możemy oczekiwać po rządzie PiS, że chociaż część tych firm sprywatyzuje, znaczenia nabiera to, w jaki sposób państwo korzysta ze swoich uprawnień właścicielskich. Zapowiadane przywrócenie ministerstwa właściwego ds. Skarbu Państwa (modelu scentralizowanego) cofa wprowadzone przed trzema laty złe zmiany, które doprowadziły do powstania udzielnych księstw poszczególnych ministrów.
To dobrze. Jednak nawet model scentralizowany nie chroni nas przed powoływaniem do zarządów państwowych spółek ludzi tylko na tej podstawie, że znają oni program partii rządzącej i dają „rękojmię, że będzie on realizowany". Model scentralizowany nie eliminuje też problemu miękkich ograniczeń budżetowych. Z kolei proponowana dla resortu nazwa (Ministerstwo Zasobów Narodowych) sugeruje, że może tutaj chodzić o „podnoszenie dumy narodowej", a nie o technokratyczne zarządzanie państwowymi aktywami.
Model scentralizowany co najwyżej pozwoli na ograniczenie niektórych patologii związanych z własnością państwową, jednak ich nie wyeliminuje. Do tego potrzebna jest prywatyzacja.
Autor jest ekonomistą FOR (Forum Obywatelskiego Rozwoju)