Po szeregu skandali z wykorzystaniem pracowników do pracy ponad siły oraz zaniżaniem wynagrodzeń personelu w sklepach duże sieci handlowe zapracowały sobie na fatalny wizerunek jako pracodawcy. I choć firmy dość szybko zaczęły pracować nad jego zmianą, to do dzisiaj branża handlowa uważana jest za dość kiepskie miejsce pracy. Czy słusznie? Przynajmniej jeśli chodzi o warunki pracy i wynagrodzenia dużo się zmieniło.
Choć liczba sklepów systematycznie spada, to jednak firmy potrzebują coraz więcej rąk do pracy. Duże sieci nadal się szybko rozwijają, a nowe punkty powstają w lokalizacjach, w których trudno o chętnych do pracy.
Podwyżki co roku
Sieci wynagrodzenia podnoszą i to najmocniej w aglomeracjach, gdzie pracowników najbardziej brakuje i najtrudniej ich znaleźć. Po przeprowadzonej w styczniu w IKEA podwyżce pracownik sklepu pracujący na pełen etat będzie zarabiał minimalnie ponad 3,3 tys. zł brutto. Jednak firma zapowiada, iż w kolejnym etapie weźmie też pod uwagę znacznie wyższe koszty życia w Warszawie. Dlatego planuje, aby w tym mieście minimalne wynagrodzenie dla osób zaczynających pracę w sklepach na pełen etat wynosiło ponad 4,4 tys. zł brutto miesięcznie.
To efekt rosnącej pensji minimalnej, ale wiele sieci już płaci znacznie więcej niż planowane na przyszły rok minimum 2 tys. zł. Ważniejsze są bowiem inne czynniki, np. spadające bezrobocie, imigracja zarobkowa oraz świadczenia z programu 500+.
– Przy ustalaniu zasad wynagradzania nie tylko kierujemy się obowiązującymi przepisami prawa, ale także monitorujemy poziom zarobków w innych przedsiębiorstwach, aby nasz system wynagradzania mógł być konkurencyjny. Tylko w tym roku przeznaczyliśmy ponad 44 mln zł na podwyżki – mówi Krzysztof Szponder, wiceprezes Kaufland Polska.