W pierwszym tygodniu grudnia szef urzędu lotnictwa USA FAA, Mike Whitaker, poinformował media po spotkaniu z prezesem Boeinga, że koncern nie wznowił jeszcze produkcji B737 MAX po strajku mechaników w stanie Waszyngton (13 września-4 listopada), którzy produkowali m.in. te samoloty. Koncern miał to zrobić w grudniu. Z informacji udzielonych anonimowo agencji Reutera wynika, że produkcja MAX-ów w Renton ruszyła w piątek, 6 grudnia. Koncern odmówił komentarza. Dzień wcześniej Whitaker mówił, że produkcji jeszcze nie ma.
W listopadzie kontrolerzy bezpieczeństwa pracowicie sprawdzali niedokończone samoloty, szukając wad, które mogli przeoczyć podczas 7-tygodniowej przerwy z powodu strajku. Część mechaników musiała wznowić wygasłe zezwolenia na pracę przy montażu, dłużej też trwało przygotowywanie nowych elementów do montażu, w fabryce pod Seattle nic się nie działo. Z rozmów z pracownikami dostawców wynika, że niektórzy dostawcy nadal nie mogą dojść do pełnych mocy produkcyjnych po strajku, wcześniej borykali się z przestojami w czasie pandemii i podczas 19 miesięcy uziemienia MAX-ów po 2 katastrofach.
Czytaj więcej
Zespół Trumpa przygotowuje zmiany mające wejść w życie po objęciu stanowiska prezydenta, które zalecają uchylenie wymogu raportowania przez firmy danych o wypadkach samochodów zautomatyzowanych. Tesla już od dawna walczy o zniesienie tego przepisu twierdząc, że niesprawiedliwie uderza w firmę Elona Muska.
Trudno jednak zrozumieć zachowanie dyrekcji koncernu. Najważniejsze, że MAX-y będą znów wyjeżdżać z hali montażu, bo Boeing bardzo potrzebuje gotówki. W I półroczu stracił 8 mld dolarów na swe utrzymanie.
Boeing „będzie nadal stale zwiększać rytm produkcji, bo realizujemy nasz plan bezpieczeństwa i jakości, aby sprostać oczekiwaniom naszego regulatora i klientów. Będziemy też współpracować przejrzyście z naszymi dostawcami, słuchać obaw i zapewniać, by cały nasz system produkcji działał bezpiecznie i przewidywalnie” — oświadczyła rzeczniczka koncernu, Jessica Kowal.