W środę w Warszawie z przedstawicielami polskich władz spotkał się minister gospodarka Carlos Cuerpo.
- To, czego chcą hiszpańskie władze, to aby Talgo pozostał liderem w swojej technologii i się w tym obszarze rozwijał. Chcemy też, aby w średnim i długim okresie akcjonariusze pozostali zaangażowani w rozwój spółki, ale także aby utrzymała ona produkcję i zatrudnienie w Hiszpanii - powiedział wówczas w obszernym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Cuerpo.
PFR zamierzał przejąć 40 proc. akcji Talgo, co zgodnie z hiszpańskim prawem oznaczałoby konieczność przedstawienia oferty dla 100 proc. akcjonariuszy. Można było też usłyszeć, że jest gotowy zapłacić 5 euro za akcję, zdecydowanie więcej, niż wynosiła ostatnio wartość rynkowa spółki. W polskiej wizji Talgo miałby stworzyć jedną grupę z producentem sprzętu kolejowego Pesa z Bydgoszczy. Można było zatem odnieść wrażenie, że spełnia warunki postawione przez Cuerpo.
Czytaj więcej
– Przyszły inwestor potentata superszybkich pociągów Talgo musi nie tylko utrzymać produkcję i zatrudnienie w Hiszpanii, ale także zapewnić jego rozwój technologiczny – mówi minister gospodarki Królestwa Hiszpanii Carlos Cuerpo w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.
Jednak w czwartek akcje spółki spadły poniżej 4 euro. Inwestorzy zareagowali w ten sposób na doniesienia, że zarówno PFR jak i hinduski fundusz Jupiter zrezygnowały z ubiegania się o przejęcia firmy. Powodem miała być niechęć hiszpańskiego rządu do oddania kontroli nad firmą w obce ręce. Premier Pedro Sanchez uznał niedawno, że Talgo jest dla Hiszpanii firmą o znaczeniu strategicznym. Królestwo zbudowało drugą po Chinach największą sieć superszybkiej kolej AVE (Alta Velocidad Española).