Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce narodowej w całym 2018 r. wyniosło 4585 zł – podał w poniedziałek GUS. To nominalnie aż o 7 proc. więcej niż w 2017 r., a realnie (po uwzględnieniu inflacji) – o 5,3 proc. więcej. Oba wskaźniki okazują się najwyższe od 2008 r. (wówczas było to odpowiednio 10,1 oraz 5,9 proc.).
Dane o wynagrodzeniach w gospodarce obejmują wszystkie podmioty, w tym również firmy zatrudniające mniej niż dziesięć osób, a także sferę budżetową. – W sumie chodzi o ok. 9,5 mln zatrudnionych, więc jest to bardziej miarodajny wskaźnik sytuacji na rynku pracy niż comiesięczne informacje urzędów statystycznych z sektora przedsiębiorstw – wyjaśnia Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. – I pokazują, że presja płacowa i dynamiczny wzrost płac odczuwalne są w zasadzie na całym rynku – dodaje.
Czytaj także: Samozatrudnienie oferuje nowe atrakcje
Jeszcze kilka miesięcy temu wcale nie było to takie oczywiste. Przykładowo w I kw. tego roku płace w sektorze przedsiębiorstw (tych zatrudniających dziesięć osób i więcej) wzrosły nominalnie rok do roku 0 7,5 proc., a w sferze budżetowej – tylko o 4,3 proc. Dopiero od III kw. pracownicy budżetówki zaczęli nadrabiać „straty".
Pytanie, jak będą rosły nasze zarobki w tym roku? – Wydaje się, że 2019 r. nie będzie już tak dobry jak ten miniony. Spodziewane jest bowiem spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego. Firmy co prawda wciąż narzekają na brak rąk do pracy, ale prowadzone rekrutacje nie są już na tak wysokim poziomie jak w 2018 r. – zauważa Kozłowski.