„Musimy z Rosją ustalić, jak przeprowadzić obchody, zorganizować wizyty. To jeszcze bardziej wrażliwa politycznie kwestia niż w 2010 r., bo obłożona emocjami związanymi ze Smoleńskiem. Czekają nas dwa lata dyplomatycznej pracy" – mówił „Rzeczpospolitej" wiosną 2018 r. prominentny przedstawiciel najwyższych władz.
Jednak w piątek ambasador Rosji w Warszawie Siergiej Andriejew powiedział „Rzeczpospolitej", że jego kraj nie otrzymał żadnej oficjalnej prośby w sprawie zgody na przyjazd do Smoleńska najwyższych rangą przedstawicieli polskich władz. Dyplomata nie chciał też rozstrzygnąć, czy możliwa jest odmowa Kremla.
– Nie możemy rozmawiać o sprawach wirtualnych – oświadczył. I dodał: „sprawa jest delikatna".
Z naszych informacji wynika, że misją przekonania Rosjan osobiście zajął się Jacek Czaputowicz, pomijając dyplomatów niższego szczebla. W piątek na jego polecenie ambasada RP złożyła w rosyjskim MSZ notę z prośbą o spotkania polskiego ministra z jego rosyjskim odpowiednikiem, Siergiejem Ławrowem. Miało do niego dojść już w czasie tego weekendu w trakcie Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, w której obaj brali udział.
Jednak poufny plan zniweczył rzecznik prezydenta Błażej Spychalski, który zapowiedział rozmowy obu ministrów, zanim jeszcze wyraził na to zgodę Kreml. To dało Moskwie możliwość wygodnego rozdziału ról na tych, którzy są petentami, i tych, którzy decydują. W Monachium Ławrow oświadczył, że ma zbyt zapełniony kalendarz, aby znaleźć choć kilkanaście minut na spotkanie z Czaputowiczem. Kiedy będzie następna okazja, nie wiadomo.