– Niestety, nie na korzyść Ukrainy jest sam fakt tej rozmowy (Donalda Trumpa z Władimirem Putinem), bo to swego rodzaju nagroda dla agresora. Putin stara się przestać być (międzynarodowym) pariasem, i ten telefon jest na jego korzyść – skomentował pierwszą rozmowę przywódców USA i Rosji szef komisji spraw zagranicznych ukraińskiego parlamentu Ołeksandr Mereżko.
W Kijowie większość polityków i ekspertów odczuła to jako dyplomatyczną porażkę, według nich najpierw Trump powinien był zatelefonować do Wołodymyra Zełenskiego. Nikt nie ma też wątpliwości, że był to wyraz priorytetów Amerykanina, bowiem „tam, w USA, wszystkie decyzje podejmuje Trump”.
Pierwsze zwycięstwa Putina, nim jeszcze zaczął negocjacje
Wstrzemięźliwie zareagowała też oficjalna Moskwa. – Nie wybiegajmy za bardzo do przodu – mówił rzecznik Kremla, ale od razu przyznał, że Rosjanie już zaczęli formować zespół negocjacyjny.
– Putin nie może być szczęśliwszy. Mówię wam, na Kremlu piją wódkę prosto z butelek. To był wielki dzień dla Moskwy – w CNN przekonywał z kolei były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego z czasu pierwszej kadencji Trumpa John Bolton.
Jeszcze nawet nie przystępując do oficjalnych rozmów z Waszyngtonem, Putin rzeczywiście odniósł zwycięstwo: w ekipie amerykańskich negocjatorów zabrakło specjalnego wysłannika Trumpa ds. Ukrainy, gen. Keitha Kelloga. – Trump faktycznie zmienił negocjatora ds. Ukrainy. Dosłownie na drugi dzień po tym, gdy w amerykańskiej prasie zaczęły się pojawiać informacje, że Moskwy nie zadowala Keith Kellog, bo jest generałem, Trump skierował tam swego osobistego przyjaciela Steve’a Witkoffa – wskazuje moskiewski publicysta Grigorij Bowt.