To zła wiadomość, bo w Polsce zrobiliśmy w tym obszarze bardzo niewiele. Na początku wojny nie mieliśmy praktycznie żadnych zdolności np. do produkcji amunicji artyleryjskiej i de facto nic się nie zmieniło.
Jeśli spojrzymy na nasz główny koncern zbrojeniowy – Polską Grupę Zbrojeniową – to faktycznie nie widać wielkich zmian i powiem to bardzo delikatnie: mamy bardzo dużo do zrobienia. Jeżeli mówimy, że mamy ambicję posiadania jednej z największych armii lądowych w Europie, a jednocześnie nie mamy dzisiaj technologii do produkcji chociażby nitroceluozy, czyli zupełnie podstawowego składnika produkcji środków bojowych, to coś jest nie tak.
Wydaje mi się, że przyjęta przed laty konstrukcja PGZ się nie sprawdziła. Jeżeli średnia rotacja prezesa w przedsiębiorstwie należącym do PGZ to około półtora roku, to ludzie, którzy przychodzą na te stanowiska, mają tego świadomość i nie podejmują decyzji w długofalowej perspektywie. A w przemyśle zbrojeniowym poważne działania wymagają co najmniej kilku lat konsekwentnej pracy na obranym kierunku. Jeżeli w tym czasie zmieni się kilku prezesów, to nie ma żadnych gwarancji, że jakiś wymagający proces doprowadzimy do końca. Każdy z nich będzie miał głównie perspektywę sukcesu w swojej bądź co bądź krótkiej kadencji. Kończy się to tym, że produkujemy pokrycia do samolotów, a nie wdrożyliśmy od lat żadnej poważnej technologii.
Krytykuje pan przemysł, ale w wojsku, z którego pan właśnie odszedł, też jest wiele problemów.
Oczywiście. Samą modernizację armii utrudnia chociażby równoległe prowadzenie ponad 100 procesów modernizacyjnych. Do czego w pewnym sensie zmuszają nas wieloletnie zapóźnienia. Powinniśmy ten proces uporządkować i krok po kroku osiągać cele i budowanie zdolności. Jeżeli będziemy robić wszystko w jednym czasie, bez priorytetyzacji, to realizacja każdego z zadań tylko się oddali.
Sam zakup sprzętu nie załatwia sprawy i nie oznacza skokowej zmiany potencjału bojowego. Zakup setki czołgów dla sformowania brygady pancernej nie oznacza, że mamy brygadę pancerną. Zgodnie ze standardami sojuszniczymi wyszkolenie jednostki wojskowej typu brygada obejmuje trzy lata w normalnych warunkach. Patrząc na zagrożenia, które mamy dzisiaj, intensyfikując ten proces, możemy go skrócić do dwóch lat. Istotne jest też zbudowanie efektywnych struktur kierowania i dowodzenia, szkolenia wojsk, zgranie systemów. Dopiero wtedy możemy mówić o zbudowaniu zdolności. A ten proces trwa.
Mówiąc o efektywnym systemie kierowania i dowodzenia, trudno nie zauważyć, że projekt prezydenckiej ustawy ma już półtora roku, a ustawa wciąż nie została przyjęta.
To jedna z kluczowych rzeczy, na którą prezydent zwrócił uwagę podczas odprawy kierowniczej kadry MON i Sił Zbrojnych na początku lutego. To nie są przypadkowe propozycje urzędników zza biurek, a samego wojska, z którym opracowywany był projekt ustawy. To głęboko przemyślane wnioski z różnego rodzaju ćwiczeń realizowanych w Siłach Zbrojnych. Głęboko dyskutowane z udziałem wszystkich najważniejszych dowódców i wojsko na nie czeka. Dla prezydenta nie ma też znaczenia, czy te rozwiązania znajdą się finalnie w prezydenckiej, czy rządowej ustawie. Najważniejsze, aby były.
Musimy dziś maksymalnie zbliżyć do siebie struktury kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi, jakie obowiązują w czasie pokoju i w czasie wojny. Inaczej nie wykorzystamy efektywnie naszych zasobów, dobrze przygotowanych oficerów i generałów. Dzisiejsza struktura nie daje rękojmi, że unikniemy problemów z koordynacją działań już w pierwszych dniach kryzysu. I moja wiedza jest poparta udziałem w co najmniej trzech ćwiczeniach strategicznych najwyższego szczebla, które tylko to potwierdziły. Nie zgadzam się też z głównym argumentem przeciwko wprowadzeniu reformy, jakim jest niewłaściwy moment. Ten moment będzie tylko coraz gorszy, wraz z odbudowywaniem potencjału przez Rosję.
Obraz, jaki pan rysuje, jest czarny. Nasz przemysł jest niegotowy. Nie mamy dobrego systemu dowodzenia, a wojsko jest w tak rozbudowanym procesie transformacji, że jest w proszku.
Zazwyczaj lepiej być nadmiernie krytycznym niż nadmiernym optymistą w sprawach bezpieczeństwa. Na pewno z perspektywy prezydenta wielką wartością jest kontynuowanie przez rząd zdecydowanej większości niezbędnych procesów rozpoczętych w poprzednich latach.
To kiedy my będziemy gotowi na zagrożenie ze strony Rosji?
Musimy podjąć maksymalny wysiłek w ciągu wspomnianych trzech lat. Potem on oczywiście będzie kontynuowany, bo nie zrealizujemy wszystkiego, ale wówczas będziemy na tyle gotowi, by odpowiedzieć na zagrożenie.
Na koniec chciałbym wyjść poza Polskę: prezydent Donald Trump ponownie wprowadził się do Białego Domu. Często wypowiadał się wcześniej o NATO. W jakiej kondycji jest teraz sojusz?
To zależy, o którym państwie mówimy. Poruszę kwestię zwiększania wydatków na obronność. W Polsce zwiększenie ich o 1 proc. PKB oznacza szacunkowo 8,5 mld dolarów więcej na zbrojenia. W przypadku Niemiec to już prawie 46 mld więcej. W przypadku Francuzów i Brytyjczyków powyżej 30 mld. Zwiększenie wydatków o 1 proc. przez państwa europejskie to są gigantyczne pieniądze. I warto zadać pytanie, czy europejski przemysł zbrojeniowy jest w stanie odpowiedzieć na zapotrzebowanie wygenerowane przez tak duży wzrost nakładów. Już jest z tym problem. Nie wiem, na ile rządy państw są świadome, że bezpieczeństwo to nie tylko armia, a fundamentem obrony jest adekwatny potencjał przemysłu zbrojeniowego.
Nie żal panu tego, że jeśli my tak mocno podnieśliśmy nasze wydatki na obronność, to niewykorzystaną szansą pozostała rozbudowa naszego przemysłu?
Nie uważam, aby było za późno, ale faktycznie jesteśmy już po trzecim dzwonku. Patrząc na wojnę w Ukrainie, widzimy, że najgorsze, co może nas spotkać, to być klientem innych państw. Kiedy decyzje polityczne i obronne są uzależnione od innych stolic, a nie własnych zdolności i interesów.
Rozmówca
Dariusz Łukowski
Generał broni rezerwy, sekretarz stanu, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Służbę w armii zaczynał w 1988 r. W latach 2005–2006 pełnił funkcję szefa logistyki Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe w Iraku w ramach V zmiany PKW Irak. W 2008 r. otrzymał awans na stopień generała brygady i objął dowództwo w 1. Brygadzie Logistycznej. W latach 2009–2010 brał udział w VI i VII zmianie Polskiego Kontyngentu Wojskowego ISAF w Afganistanie. Był zastępcą szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Od listopada 2020 r. w prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, w lutym 2025 r. przeszedł do rezerwy