Chcę być bez cienia uśmiechu

W polityce najgorsi są frustraci, którzy tłumią w sobie emocje – mówi marszałek Sejmu Ewa Kopacz

Aktualizacja: 24.12.2011 01:44 Publikacja: 23.12.2011 23:32

Moje łzy to kolejny mit – twierdzi Ewa Kopacz

Moje łzy to kolejny mit – twierdzi Ewa Kopacz

Foto: Fotorzepa, Piotr Wittman

Kiedy ostatni raz robiła pani makowiec?

Ewa Kopacz, marszałek Sejmu:

Bardzo, bardzo dawno temu. Moja mama piecze świetny makowiec. Mój na  pewno byłby znacznie gorszy. Ale przeskoczyłam mamę w  robieniu sernika. Mama bardzo tradycyjnie podchodzi do gotowania. Uważa, że sernik powinien mieć tylko polewę i skórkę pomarańczową.

A co ma pani sernik?

Ma w sobie mnóstwo bakalii, naprawdę jest świetny.

Jest pani mistrzynią, ale chyba niepraktykującą?

Praktykującą. W tym roku też będę robiła sernik.

A kiedy?

W nocy z piątku na sobotę.

Gdzie będzie pani spędzać te święta?

Będę je spędzać z najcenniejszą osobą w moim życiu.

Czyli z córką?

Tak, z Kasią. W Gdańsku. Przekonuję też mamę, by odbyła 400-kilometrową podróż i była z nami w Gdańsku. Tata nie żyje, mam jednego brata. On ma liczną rodzinę, więc sam będzie urządzał święta.

Jeśli nie przekona pani mamy, święta będziecie spędzać we dwie?

Będzie na pewno chłopak córki. Jest Kanadyjczykiem.  I po raz pierwszy do Polski przyjeżdżają jego rodzice. Grono będzie więc szersze.

Dlaczego w Gdańsku? Tam kupiła pani mieszkanie córce, o czym było głośno przed wyborami. A pochodzi pani z Szydłowca, w Radomskiem jest pani okręg wyborczy.

Moje dziecko kończyło w Gdańsku studia. Zawsze uwielbiała jeździć nad morze. Tęskniła za nim. I gdy zaczęła decydować o sobie, postanowiła tam mieszkać. Nikt jej nie zaciągnie do centralnej Polski.

Nie ma to żadnego związku z tym, że tuż obok mieszka premier Donald Tusk, który także te święta będzie spędzał w Sopocie?

Nie ma żadnego. Mieszkanie tam kupiłam dwa lata temu, a moje dziecko jest w Gdańsku od co najmniej dziesięciu.

Tak czy owak, będzie pani na święta bliżej premiera?

Bliżej czy dalej – to nie ma znaczenia. Nigdy tego w takich kategoriach nie odbierałam. Nas łączy wspólna praca, czyli polityka. Jesteśmy w jednym ugrupowaniu. A wolne chwile poświęcamy osobom nam bliskim. I wtedy jak najdalej od polityki i od tych, którzy się z nią kojarzą.

To gdy pani spotyka się z liderem PO, o czym rozmawiacie? Nie o rządzie, Sejmie?

Przede wszystkim o tym, bo nasze spotkania mają charakter zawodowy, ale przecież polityk to też człowiek. I ma również inne zainteresowania. Mam polityczne przyjaciółki, Krysię Skowrońską i Teresę Piotrowską.

I?

Dzisiaj zapewne nie byłybyśmy przyjaciółkami, gdybyśmy mówiły wyłącznie o polityce. Potrafimy rozmawiać na wszystkie tematy, także te bardzo osobiste. Najgorszym gatunkiem ludzi są ci, którzy na spotkaniach towarzyskich zanudzają innych swoją pracą zawodową.

A z Donaldem Tuskiem o czym pani rozmawia? W piłkę pani nie gra, nawet się pani nią nie interesuje. Cygar też pani nie pali.

Nie zadała mi pani podstawowego pytania. Jak często mam okazję do takich rozmów?

Wiem, że jest pani jedną z bardzo niewielu osób, które mogą wejść do premiera w każdej chwili.

Lekka przesada. Gdy byłam w rządzie, okazji do takich spotkań było więcej. Ale marszałek Sejmu to inne wyzwania, w większości ponadpolityczne – i ja chcę tę funkcję tak sprawować. Autentycznie i serio. Bez cienia uśmiechu.

Czyli?

Chcę być marszałkiem, który w równym stopniu dba o interesy wszystkich ugrupowań. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że jeśli chodzi o poglądy, to mogę należeć tylko do jednej partii. Platforma Obywatelska to mój wybór na dobre i na złe.

A z którym skrzydłem PO się pani identyfikuje?

Bliżej mi do liberałów. Choć wydaje mi się lekką przesadą mówienie o skrzydłach w PO.

Chyba jest różnica na przykład miedzy Joanną Muchą a Jarosławem Gowinem?

Nie wiem, dlaczego wymienia pani akurat tę parę. Pracowali razem nad ustawą o in vitro. Znalazłabym bardziej kontrastowe zestawienie nazwisk. Ale cieszę się, że jestem w partii, w której nikt nikogo nie karze za poglądy.

Premier, jak sam zresztą mówi, nie lubi kwękolenia?

To inna historia. Przez cztery lata, obserwując obrady Rady Ministrów, widziałam, że premier jest człowiekiem, który bardzo szanuje czas. Przede wszystkim innych. Oczekuje więc konkretnych rozmów. Nie jest osobą, która pozwoliłaby się zanudzać.

Ale jeśli ktoś uporczywie wraca do tej samej sprawy, to się chyba premier irytuje?

Ja zawsze ceniłam tych moich kolegów ministrów, którzy z całą determinacją potrafili bronić słusznej w ich ocenie sprawy. Sama też tak robiłam. Upierałam się przy niektórych rozwiązaniach jako szef resortu zdrowia.

Jak się pani upierała? Płakała, krzyczała?

To kolejny mit. Chciałabym zobaczyć tego, kto widział te moje łzy. Ludzie mówią różne rzeczy tylko po to, żeby dokuczyć.

Obserwuję panią od dziesięciu lat i wiem, że jest pani osobą bardzo emocjonalną.

Między emocjami, jak pani to nazwała, a histerią jest zasadnicza różnica. Jeśli uważa pani, że lepszym politykiem będzie ten, który ma wypreparowany układ nerwowy, to trudno. Najgorsi są frustraci, którzy tłumią w sobie emocje, udając kogoś innego. Jeśli ktoś z temperamentem energicznie potrafi zabrać się do pracy i jednocześnie merytorycznie broni swoich racji, to wolę takiego człowieka jako polityka.

Niż kogo?

Niż tego, który z flegmą mówi: a, pomyślę o tym za pół roku. Bo za pół roku życie wygląda inaczej, sytuacja Pola- ków wygląda inaczej. A niekiedy w ogóle można nie zdążyć, bo już się nie jest ministrem.

A jak to się stało, że pani zdecydowała się nie kupować szczepionek przeciwko świńskiej grypie? Wbrew całemu lobby farmaceutycznemu? Każdy, kto zna to środowisko, wie, jak silne jest to lobby. Skąd wziął się ten upór?

Chcę, by czytelnicy mnie dobrze zrozumieli. To nie było tak, że pewnego dnia wstałam lewą nogą i stwierdziłam, że szczepionek nie będzie.

To jak było?

Decyzja w sprawie szczepionek wynikała z wiedzy, którą dostarczali mi ludzie pracujący w zespole pandemicznym i ci, którzy uczestniczyli w różnych spotkaniach na ten temat w kraju i za granicą. Osobą, która szczególnie mnie wspierała i dostarczała mnóstwo materiału merytorycznego, była pani prof. Lidia Brydak. Nie znam lepszego specjalisty od grypy.

W innych krajach ministrowie też mieli doradców, a podjęli inną decyzję.

Może byli mniej odważni lub mniej przekonani. Niektórzy co bardziej radykalni rodzimi politycy próbowali ze mnie zrobić osobę, która odpowie za to, że ludzie będą umierać. Tłumaczyłam sobie to w ten sposób, że mogą tak mówić, ale to ja jestem ministrem i mam wiedzę, której oni nie mają.

Jak premier reagował na tę medialną burzę wokół szczepionek?

Oczywiście rozmawialiśmy o tym. Bardzo mnie w tej decyzji wspierał.

Jak to się stało, że premier zaproponował pani stanowisko marszałka?

Premier jest ogromnym zwolennikiem parytetów, w jego rządzie było najwięcej kobiet ze wszystkich dotychczasowych gabinetów. To stanowisko zaproponował osobie, która od lat jest w polityce. Jako poseł, jako szef sejmowej komisji, minister.

Wcześniej byłam radną sejmiku, szefową regionalnej Platformy. Nie od razu usiadłam w fotelu marszałka, prowadziła do niego długa droga.

Jak wyglądała ta rozmowa?

Odbyła się w kancelarii. Razem z premierem byli jego najbliżsi współpracownicy. Premier zaproponował mi: albo ponowne objęcie resortu zdrowia, albo nowe wyzwanie. Zdecydowałam się na to drugie. Człowiek się nie rozwija, jeśli nie podejmuje nowych wyzwań.

Nie żal było pani zostawiać resortu zdrowia?

Jeśli wkładało się w coś serce, pożegnania zawsze są trudne. Trzeba jednak iść do przodu.

Jak widzi pani opozycję w Sejmie? Wygodniejsze jest SLD czy Ruch Palikota?

Nie pod tym kątem oceniam opozycję. Dla mnie liczy się merytoryczna praca, a więc jakość składanych projektów ustaw i przedstawiane argumenty. Ważne, by chodziło o interesy ludzi, a nie o swoje własne – stricte polityczne.

Ma pani już sejmową zamrażarkę, wzorem poprzednich marszałków, w której tkwią projekty ustaw?

Nie. Odmroziłam wszystko, co było zamrożone. W tym projekty obywatelskie. Między innymi ten o płacy minimalnej. Nie czekam na projekty rządowe. Bez względu na to, kto je składa, PiS czy SLD, poddaję je pod procedowanie.

A jeśli jacyś posłowie opozycyjni złożą teraz projekt ustawy o przedłużeniu wieku emerytalnego?

Premier taki projekt zapowiedział w exposé. Jeśli ktoś inny też złoży projekt w tej sprawie, oba będą rozpatrywane.

Spodziewa się pani zgodnego współdziałania zaplecza parlamentarnego rządu, czyli PO i PSL?

To koalicja na trudne czasy. Wtedy nie ma miejsca na żarty. Ważne decyzje wymagają pełnej powagi i odpowiedzialności.

To poseł Kłopotek będzie chyba już niewiele mówił?

Koalicyjne uzgodnienia odbywają się na poziomie premier Donald Tusk – wicepremier Waldemar Pawlak. Z tego, co wiem, nie ma żadnych znaków świadczących o tym, że zaraz wybuchnie jakiś konflikt.

A KRUS?

Będzie ustawa o KRUS. I gdy się pojawi, będziemy ją szczegółowo analizować.

Jakie będą najważniejsze ustawy w najbliższym czasie?

Budżet. Od niego będą zależały niemal wszystkie inne sprawy. Niewątpliwe bardzo ważne będą ustawy dotyczące wieku emerytalnego i szerzej – zagadnień społecznych, rentowych. Także pakiet zdrowotny.

Co by pani zrobiła, gdyby posłowie zaczęli się bić w Sejmie, tak jak zdarza się to w innych krajach?

Poradziłabym sobie, choć do takiej sytuacji na pewno nie dojdzie. Czy pani wierzy w posłów mniej ode mnie?

—rozmawiała Małgorzata Subotić

Kiedy ostatni raz robiła pani makowiec?

Ewa Kopacz, marszałek Sejmu:

Pozostało 99% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!