Czwarty czerwca to w Chinach zarówno dzień pamięci jak i zapomnienia o masakrze na placu Tiananmen z 1989 roku. Pamiętają ci, którym idee demokracji są bliskie, którzy chcieliby mniejszej roli partii komunistycznej w państwie. Zapomnieć chciałby Pekin, żeby obywatele kraju nie tracili wiary w siły przywódców i nie łączyli ich z przykrymi wydarzeniami sprzed ponad ćwierć wieku.
Internetowe chwyty
Wraz z rozwojem nowych technologii cenzura także nabiera nowoczesne formy. Za pośrednictwem serwisu obsługującego mobilne przelewy w popularnej wśród Chińczyków aplikacji WeChat chwilowo nie można przekazywać sobie kwoty nawiązujące do feralnej daty. Przelewy nie mogą opiewać na żadne 6,4 czy 896,4 juanów. Wszystko ma znaczenie, a w Chinach wyjątkowo ważna jest przecież od wieków numerologia.
Zgodnie z wytycznymi internetowej cenzury użytkownikom ukazuje się stosowny komunikat: „Transakcja nie może zostać obsłużona ze względu na obowiązujące przepisy". Podobnie zachowuje się chiński odpowiednik Twittera, serwis Weibo. Wyszukiwania treści związanych z placem i cyframi z daty nie skutkują żadnymi wynikami. Żaden z serwisów wykonujących polecenia kierownictwa partii nie udziela wyjaśnień odnośnie chwilowych utrudnień.
Chińska władza liczy na to, że po czasie takie niemówienie przyniesie efekt. Historia jest w końcu pisana przez zwycięzców, zatem dlaczego po kolejnych latach spędzanych w takiej ocenzurowanej wersji rzeczywistości komuś miałyby chodzić po głowie kombinacje czwórek i szóstek. Wciąż pamięta jednak Hongkong, miejsce szczególnie doświadczone przez podejście Pekinu ze względu na zeszłoroczne protesty toczone na ulicach miasta. Dziesiątki tysięcy ludzi spędzają noc z trzeciego na czwartego czerwca na placu Victorii ze świeczkami irytując swoją obecnością przywódców na kontynencie.
Dzisiaj HK, jutro Tajwan
Hongkong to wciąż jedyne miejsce w Chinach, w którym otwarcie można komentować sprawy związane z brutalną pacyfikacją studenckich demonstracji z 1989 roku. Siłą rzeczy idea pozostaje wciąż żywa w mieście, które część 2014 roku spędziło na okupowaniu ulic i ścieraniu się z miejscową policją. Twarde podejście okazane przez Pekin z pewnością zniechęciło do posiadania innego zdania wielu młodych i protesty w Hongkongu nie mogą liczyć na podobne zaangażowanie co jeszcze przed kilkoma miesiącami. Rewolucyjne nadzieje są także żywe na Tajwanie, gdzie w ubiegłym roku studenci zamiast żółtych parasoli wyrażali swoje niezadowolenie z polityki Chin pod znakiem żółtych słoneczników. Dziś na hasłach w stolicy kraju, Tajpej można zobaczyć zapowiedzi: „Dzisiaj Hongkong, jutro Tajwan". Potrzeba rewolucji jest wciąż ogromna, a chińska cenzura jeszcze skutecznie nie dała rady jej zadusić nawet przy pomocy sprytnych internetowych tricków.