PO chce, by wprowadził w życie zalecenia z raportu Millera, SLD oczekuje, że będzie tylko administrował (w domyśle – do wyborów, bo po wyborach Sojusz sam chętnie wziąłby MON w ramach koalicyjnych rozliczeń z Platformą). PiS domaga się walki o obronę honoru polskiej armii, a PSL w prostych słowach chce, by Siemoniak "zrobił porządek". Do tego dochodzą niezliczone postulaty ekspertów oraz ludzi, którzy w czasach ministra Klicha odeszli z resortu.
Skąd ta mnogość oczekiwań? Wbrew twierdzeniom premiera Donalda Tuska, jakoby MON miał się pod rządami Bogdana Klicha świetnie, a on sam był bardzo dobrym ministrem, z polską armią jest bardzo źle. Jest więc co naprawiać. Oczywiście, że trzeba wyciągnąć wnioski z raportu Millera i naprawić w armii (nie tylko w lotnictwie) system szkolenia i kontroli.
Ale choroba tocząca resort jest dużo głębsza. "Rz" (i inne media) wielokrotnie opisywała różnorakie skandale i zaniedbania, do jakich dochodziło w polskim wojsku w ostatnich latach. Kontrowersje wokół przetargów, niedbałość o sprzęt i uzbrojenie, brak właściwego przygotowania misji zagranicznych i fatalne przygotowanie profesjonalizacji armii. Efekt jest taki, że do Afganistanu musieliśmy wysłać ukraińskich lekarzy, o transport rannych prosić Amerykanów, do czynnej służby starać się ściągnąć ludzi z Narodowych Sił Rezerwowych, bo z prawdziwej armii masowo odchodzą żołnierze, a nawet największy optymista nie wierzy, że nasze wojsko jest w stanie bronić polskich granic.