Od 1 stycznia 2016 r. minister sprawiedliwości zamierza przywrócić ostatni ze zlikwidowanych przez Jarosława Gowina sądów, który spełnia warunki do przywrócenia – Sąd Rejonowy w Strzyżowie. Tym samym trwale zlikwidowane pozostaną tylko trzy z 79 sądów dotkniętych „pozytywną szajbą" byłego ministra.
Tak oto kończy się historia, na której ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin postanowił zbić kapitał polityczny poprzez likwidację pewnej liczby (początkowo miało to być 120, później 79) najmniejszych polskich sądów. Oczywiście towarzyszyła temu akcja propagandowa, mająca uzasadnić zmiany. Podstawowym celem zniesienia małych sądów miała być likwidacja lokalnych sitw i układów, które – z nieznanych bliżej powodów – ulokować się miały właśnie w najmniejszych jednostkach, liczących do dziewięciu etatów sędziowskich. Według słów ministra Gowina dobroczynne skutki likwidacji miały polegać także na przyspieszeniu postępowań sądowych – a jakże – o jedną trzecią, poprawieniu organizacji pracy w ramach efektu synergii, oszczędnościach z likwidacji stanowisk prezesów i zabraniu im służbowych limuzyn.
Wiedział najlepiej
Jak zwykle w podobnych przypadkach minister kompletnie nie brał pod uwagę głosów krytyki, płynących ze środowisk lokalnych, a także od sędziów (w tym ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia), wskazujących na iluzoryczność korzyści i realne zagrożenia. Każda krytyka była uznawana za przejaw rozpaczliwej obrony ze strony sitwy i jedynie utwierdzała ministra w przekonaniu do własnych działań. Ignorował przy tym całkowicie względy geograficzne, komunikacyjne i społeczne. Nie wziął nawet pod uwagę tej oczywistej prawdy, że problemy organizacyjne generują zwykle sądy największe, położone w metropoliach, a nie najmniejsze, działające zazwyczaj sprawnie.
Szybko się okazało, że ignorowane przez ministra zastrzeżenia były słuszne. Nie nastąpił spodziewany efekt synergii, gdyż nie mógł nastąpić przy indywidualnym, a nie zespołowym systemie pracy sędziów i połączeniu jednostek odległych od siebie o kilkadziesiąt kilometrów. Nie udało się zwiększyć efektywności o legendarną już jedną trzecią, wręcz przeciwnie – nastąpił jej spadek, co wyraźnie widać w analizie statystyk za lata 2012–2013.
Nie nastąpiły też żadne istotne oszczędności, natomiast bezpośrednie koszty likwidacji (wymiana pieczątek, szyldów itp.) była szacowana na kilka milionów złotych. Kosztów pośrednich, związanych z przesyłaniem akt, korespondencji czy przejazdami, nikt nawet nie próbował oszacować. O kosztach społecznych już nawet nie wspomnę.