Jedno z pierwszych zdań, jakie swego czasu usłyszałem na wykładzie z ekonomii, to stwierdzenie, że to wiedza o racjonalnym gospodarowaniu. Później dotarło do mnie i to, że nauka ekonomii polega na poszerzaniu i pogłębianiu wiedzy na tym polu. Obecnie zaś coraz częściej przychodzi zastanawiać się, skąd w procesach akumulacji, wytwarzania, podziału i dystrybucji bierze się taki ogrom nieracjonalności? Racjonalny bowiem jest ten, kto działa na własną korzyść, zważywszy na posiadane informacje.
Otóż to: korzyści i informacje. Przyjmując przez chwilę, że podejmujące decyzje podmioty gospodarcze – tak w skali mikro, jak i makro, od jednostek poprzez zespoły po społeczeństwa i ludzkość, tak w sprawach dotyczących ich samych, jak i najbliższego otoczenia – wiedzą, co jest dla nich korzystne, a jak nie wiedzą, to wiedzą, jak i od kogo mogą się tego dowiedzieć, kluczowe są informacje. Sprawa jednak jest dużo bardziej skomplikowana.
Im gorzej, tym lepiej?
Pomińmy masochistów i sadystów – osobistych i społecznych – którzy akurat lubią sobie i innym utrudniać życie. Takich – zwłaszcza tych kierujących się pragnieniem dopiekania komuś drugiemu – nie brakuje. Raz działa znany mechanizm psychologiczny typu „na złość babci odmrożę sobie uszy”, częściej chęć szkodzenia tak czy inaczej postrzeganej konkurencji – w pracy, w sąsiedztwie, na rynku, w polityce. Miast skupiać się na poprawie własnej sytuacji w ujęciu absolutnym, próbuje się ją polepszyć w ujęciu względnym, szkodząc innym. I tak raz to ktoś fauluje w konfrontacji na rynku, bynajmniej nie poprawiając bezwzględnie własnej pozycji, a jedynie zwiększając dystans wobec konkurenta postrzeganego jako przeciwnik. Innym razem opozycja polityczna działa na rzecz psucia sytuacji gospodarczej w myśl hasła „im gorzej, tym lepiej”. Jeśli uda się wskutek takich machinacji przejąć władzę, to walką z gorszą rzeczywistością zajmie się później, już rządząc, bo przecież o to chodzi. Tak jak rozwiązywanie problemów jest sposobem na utrzymywanie się u władzy, tak ich tworzenie bywa metodą jej zdobywania.
Otóż nie, im lepiej, tym lepiej. Niestety, często w polityce nie tego doświadczamy, gdyż kieruje się ona innymi zasadami niż gospodarka. Co niekiedy w polityce uważa się za rozsądne, bynajmniej nie grzeszy racjonalnością ekonomiczną. Kiedyś, w latach 80., w Polsce tzw. demokratyczna opozycja skutecznie ze swego subiektywnego punktu widzenia stosowała tę zasadę, co – nakładając się na nieudolność reform wdrażanych przez władze – doprowadziło do opłakanych następstw ekonomicznych, ale i do fundamentalnego przełomu politycznego. Współcześnie, dopiero co rozsypała się wielopartyjna koalicja sprawująca władzę w Niemczech, teraz upada rząd we Francji, co jeszcze bardziej skomplikuje i tak już dostatecznie trudną sytuację ekonomiczną tych państw oraz całej Unii Europejskiej, a także poza jej granicami, zważywszy na skalę ich powiązań z układem globalnym.
Jak to możliwe…
Na pewno nie będę zaczynał swoich akademickich wykładów od stwierdzenia, że ekonomia staje się wiedzą o nieracjonalnym gospodarowaniu, bo ostatnio ono coraz częściej bierze górę. Racjonalność w praktyce nie króluje tak, jak głosi się to w starej teorii, niespójnej już z rzeczywistością. Trzeba zatem relatywizować taki normatywny pogląd i starać się zrozumieć, skąd bierze się tyle ekonomicznej nieracjonalności.