Sędziom sądu powszechnego przyszło pracować w czasach ogromnej „produkcji" prawa, tworzonego w pośpiechu, bez rzetelnej konsultacji i analizy skutków. Prawa niosącego zasadnicze zmiany w funkcjonowaniu organów państwa, w tym Krajowej Rady Sądownictwa.
Wielu konstytucjonalistów, autorytetów prawa podkreśla ich niekonstytucyjność, dewastowanie państwa, rujnowanie zasady niezależności sądów. Z kolei politycy cieszą się z sukcesu reformy i demokratyzacji sądownictwa. Słyszymy głos ministra Zbigniewa Ziobry, że wybór przez Sejm 15 sędziów na członków Rady przywraca trójpodział władzy, oraz głos posła Stanisława Piotrowicza, który na łamach „Naszego Dziennika" wypowiada się, że „w ustawie zasadniczej nie ma zapisu, że ustrój państwa polskiego opiera się na trójpodziale władz", „Nie istnieje konstytucyjna zasada samego tylko podziału władzy" – cytaty z artykułu z 5 marca 2018 r. „Sędziowie winni służyć ojczyźnie".
Bez optymizmu
Nie ma chyba w kraju sędziego, który by nie śledził z mniejszą czy z większą uwagą tworzenia Rady na podstawie nowych przepisów. Przecież to ona ma stać na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów oraz jest organem właściwym w sprawach obsadzania stanowisk sędziowskich w sądach wszystkich szczebli.
Zmienione przepisy ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa skonstruowano tak, że sędziowie sądów powszechnych i obywatele nie mają żadnych możliwości wysłuchania kandydatów przed udzieleniem im poparcia. Również wyznaczona minimalna ustawowa liczba osób udzielających tego poparcia pozbawia danego kandydata przymiotu reprezentanta szerszego środowiska sędziów danego sądu czy też okręgu sądów.
Obserwowany przebieg powoływania członków Rady budzi wiele obaw, zwłaszcza o transparentność jej działań w przyszłości, tak szeroko przecież zapowiadaną. Nieujawnianie listy sędziów popierających danego kandydata nie buduje zaufania, bo nie wiadomo, jakie środowisko kandydaci reprezentują.