– Już teraz Czesi zabierają nam coraz więcej pracowników z Ukrainy, a wkrótce przyjdzie czas na Niemcy, do których może wyjechać duża część fachowców – ostrzega Marian Przeździecki, dyrektor ukraińskiego oddziału agencji zatrudnienia Work Service. Jak przyznaje, pomimo ogromnego zapotrzebowania ze strony krajowych firm, coraz trudniej jest ściągać Ukraińców do pracy w Polsce.
Po pierwsze, na Ukrainie, szczególnie w zachodnich regionach, też rosną braki kadrowe, a po drugie, w tym roku znacząco wzrosła konkurencja o jej mieszkańców ze strony Czech i Słowacji, które zliberalizowały procedury wjazdowe. Potwierdzają to inne agencje specjalizujące się w rekrutacji ukraińskich pracowników. Krzysztof Inglot, szef Personnel Service, która ma już trzy spółki na Ukrainie, przyznaje, że w tym roku na dużo większą skalę niż wcześniej rekrutują tam firmy czeskie i słowackie.
Czeska ofensywa
– Pomimo zapowiedzi uproszczenia procedur dla Ukraińców nic się nie zmienia. Stoimy w miejscu, podczas gdy inne kraje zaczynają się na nich otwierać – mówi Michał Wierzchowski, dyrektor agencji zatrudnienia EWL, która w tym roku chce sprowadzić z Ukrainy ponad 15 tys. pracowników. Niedawno otworzyła też biuro w czeskiej Pradze. Chce tam skorzystać z boomu na ukraińskich pracowników.
W Czechach, gdzie zarobki są o około jednej trzeciej wyższe niż w Polsce (a w motoryzacji nawet o 50 proc.), Ukraińcy mogą teraz łatwo dostać wizę do pracy na 90 dni, a potem pracodawca może ich zatrudnić w ramach rządowego programu Režim Ukrajina na 24-miesięczną kartę pracy. Pulę kart zwiększono w tym roku dwukrotnie do 20 tys. W przyszłym ma być znów podwojona.