Wiadomo już, że jednym z ważnych tematów podejmowanych przez byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego będzie sprawa uchodźców i polityki Unii Europejskiej wobec nich. Schulz już zdążył wezwać do „uczciwego podziału” przybyszów ze Wschodu i zagroził krajom, które odmawiają przyjmowania ich finansowymi konsekwencjami w przyszłym budżecie UE.
Przekaz polityka niemieckiej socjaldemokracji skierowany jest głównie przeciwko takim krajom, jak Polska, Czechy, Słowacja i Węgry. To właśnie niezgoda na odgórne unijne decyzje dotyczące relokacji uchodźców zbliżyły półtora roku temu członków Grupy Wyszehradzkiej.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że Schulz ubiegając się o fotel kanclerza Niemiec będzie się zwracał ze swoim przesłaniem do swoich rodaków, a nie całej Europy. Dlatego jego krytyka pod adresem krajów nowej Unii ma nolens volens wydźwięk ksenofobiczny.
Owszem, Schulz oskarża kraje V4 wyłącznie o brak solidarności europejskiej, a więc czegoś, co stanowi bezsporną wartość. Ale przesłanie to kieruje do Niemców, wśród których łatwo uruchomić negatywne stereotypy wobec choćby Polaków.
Zacznie się od zarzutów Schulza dotyczących niechęci do przyjmowania uchodźców, a skończy się na wzroście wrogich nastrojów wobec sąsiadów zza Odry. I tak może się okazać, że polityk niemieckiej lewicy odegra rolę użytecznego idioty obcych mu ideowo środowisk – tych, lansujących obraz Polaków jako narodu leni, niechlujów i warchołów, którzy nie zasługują na miano Europejczyków.