Od dłuższego czasu niemal każdy spór w Polsce jest zero-jedynkowy. Niemal każda różnica zdań automatycznie oznacza okopanie się po jednej albo po drugiej stronie. Z jednej strony „my”, z drugiej „oni”. My – dobrzy i mądrzy. Oni – źli i głupi. Między dwoma różnymi poglądami na ten sam temat błyskawicznie ustawiane są zasieki i barykady, a im dłużej toczy się spór, tym mocniej każda ze stron się radykalizuje.
Wzajemne zrozumienie? Niemożliwe. Nie po to toczy się wojnę, żeby się z wrogiem dogadywać. Argumenty? Niepotrzebne. Amunicją w tej walce są słowa pogardy, obraźliwe, często uwłaczające. Ta ponura polaryzacja nie ominęła też kwestii szczepień przeciw Covid-19, a podział na Polskę „mądrą” i „głupią” zaostrzył się jeszcze przy okazji dyskusji o ich możliwej obowiązkowości.
Czytaj więcej
"W związku z licznymi pytaniami kierowanymi do Ministerstwa Zdrowia wyjaśniamy, że obowiązek szczepień jest czym innym niż przymus szczepień. Nikt nie wprowadza przymusu szczepień" - czytamy na profilu Ministerstwa Zdrowia na Twitterze.
Konieczne jest większe zaufanie
Paliwem sporu o szczepienia jest lęk. Większość jeszcze niezaszczepionych nie szczepi się, bo boi się możliwych skutków ubocznych przyjęcia preparatu. Zaszczepieni boją się możliwych mutacji wirusa, jeśli nie osiągniemy odporności stadnej.
Jeśli mamy przełamać ten wrogi pat, musimy zrozumieć, że obu tych obaw nie można za szybko zdyskwalifikować. Obie wymagają podejścia z szacunkiem do ludzi, którzy je żywią. Ja nie podzielam obaw niezaszczepionych, ale naprawdę jestem w stanie zrozumieć, co czuje wielu z nich. Bo aby poddać się procedurze szczepienia, potrzebne jest przede wszystkim zaufanie. Tymczasem państwo polskie zrobiło niemal wszystko, żeby go nie wzbudzać. Trudno uznać loterię i kilka plakatów na mieście za poważną rozmowę o tak ważnej sprawie z Polakami.