Tym bardziej, że końca tego sporu nie widać. Niebawem mogą do niego dołączyć kolejni aktorzy, czyli aptekarze. Niebawem będą rozliczać się z wydanych po nowym roku recept z NFZ. Cykl tych rozliczeń jest dwutygodniowy. Po 16 stycznia okaże się, ile naprawdę dostaną z refundacji.
Rząd z nową ustawą zdrowotną nie poradził sobie ani merytorycznie, ani tym bardziej wizerunkowo. Zupełnie nie przygotował się do operacji, która wręcz naskórkowo dotyczy wszystkich obywateli. A przecież wiadomo, że zmiany na liście leków refundowanych to jedno z najbardziej drażliwych przedsięwzięć w każdym kraju.
W całej tej historii rząd nie pokazał czarnego luda, którego można obciążyć winą. Zaś na horyzoncie nie jawi się kozioł ofiarny, którego można by rzucić na żer zdenerwowanym pacjentom. Gabinet Donalda Tuska nie zastosował w tym przypadku żadnej PR-owskiej sztuczki, z używania których przecież słynie. Nie pojawiła się jakakolwiek przykrywka, jak kiedyś na przykład sprawa dopalaczy, którą marketingowcy premiera skutecznie osłabili medialny wydźwięk Kongresu Ruchu Palikota.
Przy aferze hazardowej zareagował natychmiast, wyrzucając z kancelarii swoich pretorianów. Efekt domniemanych winnych, których trzeba ukarać wzmocnił forsując w Sejmie w zawrotnym trybie nową, bardziej restrykcyjną dla środowiska hazardowego, ustawę. Gdy okazało się, że rok temu wybuchł skandal w PKP, gdy setki tysięcy podróżnych stały się zakładnikami tej niewydolnej instytucji, przynajmniej poleciał odpowiedzialny za kolej wiceminister. Gdy pojawiły się głosy protestu wobec projektu ustawy ograniczającej wolność w Internecie, premier błyskawicznie z pomysłu się wycofał. Również jeśli chodzi o katastrofę smoleńską, stosował różne starannie przemyślane taktyki kontrofensywy wobec PiS-owskich oskarżeń.
Dlaczego tym razem osławiony instynkt społeczny premiera i sprawność jego PR-owców zawiodły?