Jeśli sprawa domniemanej zdrady dyplomatycznej Antoniego Macierewicza trafiłaby na wokandę, a sąd uznałby polityka za winnego, może on zostać skazany nawet na dziesięć lat pozbawienia wolności. Tyle maksymalnie grozi osobie, która upoważniona została do występowania w imieniu Polski w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, ale działała na szkodę RP (art. 129 kodeksu karnego).
Czytaj więcej
Ryzyko, które podjął gen. Jarosław Stróżyk, wskazując Macierewicza jako potencjalnego sprawcę „zdrady dyplomatycznej”, może obrócić się przeciwko niemu lub… wzmocnić państwo.
Zdrada dyplomatyczna a Antoni Macierewicz. Wystarczą „chęci” do zaszkodzenia krajowi?
Zdaniem dr. hab. Piotra Chlebowicza, prof. Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, jeśli finał rzeczywiście nastąpiłby na sali sądowej, proces byłby bardzo ciekawy.
– Trudno jednak prognozować karę, skoro nie wiadomo, czy sprawa została wystarczająco udokumentowana, w stopniu pozwalającym na przedstawienie zarzutów. Już sam wyrok skazujący byłby czymś znaczącym – uważa.
I zastrzega, że trzeba poczekać na kolejny ruch prokuratury, bo na razie nie wiadomo, jakim materiałem ona dysponuje.