Czy procesy, których byliśmy świadkami, można uznać za rozliczenie osób decyzyjnych? Czyli tych, które faktycznie w największym stopniu przyczyniły się do działania „machiny śmierci”, a nie tylko elementów w całym łańcuchu?
Za taki można uznać z pewnością proces pierwszego komendanta – i niejako również twórcy KL Auschwitz – Rudolfa Hössa. Co ciekawe, wziął on na siebie całą winę za popełnione w Auschwitz zbrodnie, częściowo chyba z poczucia „niemieckiego obowiązku”. Ale nawet w swojej autobiografii napisał on, że to właśnie komendant jest odpowiedzialny za wszystko, co dzieje się w obozie. Sądzony i skazany przez Najwyższy Trybunał Narodowy w Krakowie w tzw. procesie krakowskim był również drugi z komendantów – Arthur Liebehenschel. A także inne „tuzy” załogi SS, takie jak szef obozowego Gestapo Maximilian Grabner czy kierowniczka obozu kobiecego w Birkenau Maria Mandl. Z kolei tuż przed rozpoczęciem „drugiego procesu oświęcimskiego” we Frankfurcie niespodziewanie zmarł trzeci komendant – Richard Baer. Nierozstrzygnięta pozostaje zaś kwestia odpowiedzialności np. Josefa Mengelego, prowadzącego w obozie eksperymenty medyczne na ludziach.
Plan obozu Auschwitz II-Birkenau
Foto: PAP
Czy kilkadziesiąt lat temu pociągnięcie do odpowiedzialności za zbrodnie również nie było łatwe?
Niechęć ze strony RFN do rozliczania funkcjonariuszy aparatu państwowego III Rzeszy czy członków załogi SS po II wojnie światowej była silna. To, dlaczego rozliczenia wyglądały tak, a nie inaczej, doskonale obrazuje choćby miniserial „W niemieckim domu” czy film „Fritz Bauer kontra państwo”. Uniemożliwiały je też ucieczki zbrodniarzy, głownie do krajów Ameryki Południowej. Byli SS-mani organizowali samopomoc i umożliwiali kolejnym wyjazdy do takich krajów, jak Argentyna, Chile, Paragwaj czy Brazylia. W tym ostatnim ukrywał się właśnie Josef Mengele, w Argentynie zaś techniczny organizator eksterminacji Żydów europejskich Ricardo Clement został wytropiony przez izraelski wywiad. Retoryczne pozostaje pytanie o dalsze losy naukowców takich, jak choćby Wernher von Braun, który co prawda nie był członkiem załogi SS, ale konstruktorem rakiet V-2, którzy po prostu przydali się aliantom po wojnie. Byli funkcjonariusze, w tym SS-mani, tworzyli również struktury administracji RFN po wojnie.
A czy w późniejszych latach Niemcy skuteczniej przyczyniały się do lokalizowania i rozliczania zbrodniarzy?