Europejski Nakaz Aresztowania to jedna z największych zdobyczy UE gdy chodzi o obrót prawny. Zastąpił przeciągające się postępowania ekstradycyjne, bo ustalono, że w ramach wspólnoty europejskich wartości da się zunifikować zasady wzajemnego przekazywania sobie osób podejrzanych o przestępstwa. Sąd państwa żądającego wydania wystawia ENA, a inny kraj Unii, w którym zatrzymano osobę ściganą bez ociągania wykonywał nakaz. Dzięki temu już po kilku dniach od zatrzymania podejrzany był w rękach organów ścigania swego kraju.
Czytaj także: Jest wyrok TSUE ws. praworządności w Polsce. Bardzo niekorzystny
Wszystko całkiem sprawnie działało wiele lat, aż wydarzenia w Polsce ostatnich 20 miesięcy zwróciły uwagę nasz kraj. W podręcznikach historii zostanie zapisane, że irlandzka sędzia, mająca zdecydować czy przekazać Polsce w ramach ENA osobę podejrzaną o przestępstwa narkotykowe zapytała Trybunał Sprawiedliwości UE w Luksemburgu, czy w ogóle można wątpić w praworządność innego kraju Unii i jakie to może przynieść skutki dla jej decyzji.
Odpowiedź Trybunału nie przynosi chluby naszemu krajowi. Okazuje się, że nie tylko można to badać, bo możliwe są wyjątki od ogólnej zasady zaufania między krajami, ale wręcz że jeśli owo badanie potwierdzi wątpliwości, to trzeba wstrzymać wykonanie nakazu. Zapewne będzie tak, że irlandzki sąd wyda Polsce podejrzanego o handel narkotykami, ale już gdyby miało chodzić np. o podejrzanego posła opozycji - nie ma tej pewności.
Co więcej, Trybunał widzi związek między działaniami Komisji Europejskiej wszczynającej postępowanie przeciwko Polsce z art. 7 Traktatu, a możliwymi decyzjami sądów różnych krajów w sprawach zwykłych obywateli. Czyli nie ma żartów…