Problem nie jest nowy, zaś eksperci – pytani o jego genezę – wskazują m.in. na wszechobecną „punktozę” (to bolączka polskiej nauki), sprawniej działające i czasem niewłaściwie wykorzystywane narzędzia AI oraz na rozrastający się rynek, czyli coraz większą liczbę wydawnictw, a tym samym też czasopism oraz artykułów, które w praktyce są trudne do zweryfikowania.
„Fabryki” słabych lub nierzetelnych tekstów, czyli „paper mills”
Wspomniana „punktoza” – według dr hab. Małgorzaty Skórzewskiej-Amberg, profesor Akademii Leona Koźmińskiego – stanowi największy problem, bo w dużej mierze uzależnia pozycję uczelni od liczby punktów uzyskanych za publikacje zatrudnionych w niej naukowców. – A im wyższa pozycja uczelni, tym większe pieniądze może ona pozyskać. Dorobek piśmienniczy naukowców także w przeważającej mierze warunkuje możliwość uzyskania przez nich grantów badawczych – tłumaczy.
Profesor wyjaśnia, że „paper mills”, czyli tzw. papiernie, to zorganizowane przedsiębiorstwa, w których można zamówić tekst, wraz z gwarancją publikacji w odpowiednio wysoko punktowanym czasopiśmie (im lepsze, tym wyższa cena). Za opłatą da się też dopisać do listy „współautorów” tekstów do publikacji już przyjętych.
Dodaje, że wytwory wychodzące z „papierni” często są merytorycznie słabe, oparte na wygłoszonych już referatach i publikacjach albo niepełnych lub sfałszowanych danych.
– W najlepszym przypadku powstają więc teksty wtórne, w najgorszym mamy do czynienia z plagiatem – wyjaśnia prof. Skórzewska-Amberg. Zauważa jednak, że wykrycie nieprawidłowości jest trudniejsze, kiedy chodzi o teksty na wysokim poziomie merytorycznym – a takie też się zdarzają.