Kupowane recenzje i artykuły naukowe z „papierni”. Kryzys w nauce trwa

Działalność tzw. papierni produkujących artkuły z dowolnym „autorstwem” i ich recenzje, które ukazują się w czasopismach naukowych, to nie hermetyczny problem szkolnictwa wyższego. Za takim „dorobkiem” pracowników idą bowiem publiczne pieniądze.

Publikacja: 05.02.2025 17:29

Kupowane recenzje i artykuły naukowe z „papierni”. Kryzys w nauce trwa

Foto: Adobe Stock

Problem nie jest nowy, zaś eksperci – pytani o jego genezę – wskazują m.in. na wszechobecną „punktozę” (to bolączka polskiej nauki), sprawniej działające i czasem niewłaściwie wykorzystywane narzędzia AI oraz na rozrastający się rynek, czyli coraz większą liczbę wydawnictw, a tym samym też czasopism oraz artykułów, które w praktyce są trudne do zweryfikowania.

„Fabryki” słabych lub nierzetelnych tekstów, czyli „paper mills” 

Wspomniana „punktoza” – według dr hab. Małgorzaty Skórzewskiej-Amberg, profesor Akademii Leona Koźmińskiego – stanowi największy problem, bo w dużej mierze uzależnia pozycję uczelni od liczby punktów uzyskanych za publikacje zatrudnionych w niej naukowców. – A im wyższa pozycja uczelni, tym większe pieniądze może ona pozyskać. Dorobek piśmienniczy naukowców także w przeważającej mierze warunkuje możliwość uzyskania przez nich grantów badawczych – tłumaczy.

Profesor wyjaśnia, że „paper mills”, czyli tzw. papiernie, to zorganizowane przedsiębiorstwa, w których można zamówić tekst, wraz z gwarancją publikacji w odpowiednio wysoko punktowanym czasopiśmie (im lepsze, tym wyższa cena). Za opłatą da się też dopisać do listy „współautorów” tekstów do publikacji już przyjętych.

Dodaje, że wytwory wychodzące z „papierni” często są merytorycznie słabe, oparte na wygłoszonych już referatach i publikacjach albo niepełnych lub sfałszowanych danych.

– W najlepszym przypadku powstają więc teksty wtórne, w najgorszym mamy do czynienia z plagiatem – wyjaśnia prof. Skórzewska-Amberg. Zauważa jednak, że wykrycie nieprawidłowości jest trudniejsze, kiedy chodzi o teksty na wysokim poziomie merytorycznym – a takie też się zdarzają.

Czytaj więcej

Andrzej Dybczyński: Polskiej nauce potrzeba nie reformy, lecz reformacji

Kto odpowiada za karierę naukowców z „podejrzanym” dorobkiem?

Jak jednak zauważa radca prawny Rafał Adamus, prof. Uniwersytetu Opolskiego, „niepokój budzą przypadki naukowców, legitymujących się nieprzeciętnie wieloma publikacjami, które w takiej liczbie były raczej niemożliwe do napisania w sposób samodzielny”. – Niestety, wiele grantów – przyznawanych również za dorobek naukowy pracowników uczelni – udzielanych jest w oparciu o fałszywą podstawę, jaką są artykuły napisane przez kogoś innego. Osoby, które kupują sobie miejsce na liście współautorów, traktują naukę jako sposób na zarabianie pieniędzy. Trudno jednak wychwycić wszystkie przypadki – uważa ekspert.

Zdaniem prof. Adamusa nic jednak nie zwalnia wydawnictw przyjmujących teksty – a także oceniających je recenzentów – z obowiązku sprawdzania ich rzetelności, a uczelni – z weryfikowania, kogo zatrudniają. I przypomina, że już dzisiaj prace można sprawdzać w centralnym systemie antyplagiatowym.

Naukowcy mogą wyprzeć się „autorstwa” tekstu, sprawę można „rozmyć”

Również nagłaśniający ostatnio nieuczciwe praktyki naukowców dr hab. Michał Tomza, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, wykwit „papierni” postrzega jako efekt długotrwałych zaniedbań.

– System ewaluacji i organizacji polskiej nauki jest problematyczny, a pojawienie się „paper mills” było w interesie niektórych uczelni czy poszczególnych naukowców, w jakimś stopniu w ten proceder zaangażowanych – ocenia ekspert. I również jest zdania, że sposób dzielenia środków w sektorze nauki nie może opierać się na systemie punktów przyznanych naukowcom za publikacje w czasopismach, którym – jak podkreśla – „można łatwo manipulować”.

Czytaj więcej

Światy nauki i biznesu powinny łączyć siły na rzecz komercjalizacji

Prof. Skórzewska-Amberg podkreśla z kolei, że w praktyce niełatwo jest wyciągnąć konsekwencje wobec nieuczciwych naukowców. – Tak naprawdę trudno jest kogokolwiek pociągnąć do odpowiedzialności, bo jeśli „autor” publicznie nie „chwali się” takimi publikacjami, to może utrzymywać, że jego nazwisko zostało wykorzystane bez jego wiedzy – argumentuje ekspertka.

Jednak i ona podkreśla, że rozważenia wymaga kwestia odpowiedzialności za zatrudnianie na uczelni naukowców o budzącym podejrzenia dorobku (bez jego weryfikacji). – Trzeba też przeanalizować, co powinno stać się z publicznymi pieniędzmi, płynącymi do uczelni za to, że ich ranga rośnie dzięki „papierniczym” publikacjom – zauważa.

Za takie oszustwo grozi nawet kara trzech lat więzienia 

Ekspertka dodaje jednak, że redakcje coraz częściej umieszczają przy opublikowanym już tekście informację o przyczynie jego „wycofania”. Sama zaś publikacja i jej autorzy trafiają do ogólnodostępnej bazy zakwestionowanych tekstów (Retraction Watch Database).

Prof. Adamus przypomina, jaka odpowiedzialność prawna grozi za kupowanie przygotowanych w ten sposób artykułów – od postępowania i zwolnienia dyscyplinarnego z uczelni, przez rozwiązanie umów na granty badawcze, po weryfikację stopni i tytułów naukowych.

W grę wchodzić może – jak precyzuje – nawet odpowiedzialność karna, bo zgodnie z ustawą o prawie autorskim ten, kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności lub pozbawienia jej do lat trzech. – Artykuł pseudonaukowy także jest utworem – uściśla profesor.

Czytaj więcej

Prof. Michał Żmihorski: Realia polskiej nauki to również układy, które blokują innych ­– młodszych, ambitnych

Czas skończyć z „punktozą”, bo pośrednio prowadzi do patologii

Michał Tomza konkluduje jednak, że nasilenie się nieprawidłowości i „możliwa skala zaangażowania w nie zagranicznych naukowców pracujących w polskich jednostkach” mogą się stać momentem przełomowym.

– „Punktoza” się nie sprawdziła, więc trzeba zastąpić ją innym systemem. Do teraz część środowiska starała się do niej stosować, część protestowała i nie zgadzała się z taką metodą oceniania – wskazuje. – Dzisiaj całe wydaje się rozumieć, że konieczne jest oparcie ewaluacji nauki na jakości badań, a nie punktach – podsumowuje profesor.

Do momentu publikacji Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie odpowiedziało na pytania, w jaki sposób planuje walczyć z „paper mills”. Jednak w rozmowie z PAP wiceminister Andrzej Szeptycki zadeklarował, że dostrzega ono problem, zaś kierownictwo resortu planuje walczyć z oszustwami. O niepokojącym zjawisku ministerstwo alarmowała ostatnio Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich.

Problem nie jest nowy, zaś eksperci – pytani o jego genezę – wskazują m.in. na wszechobecną „punktozę” (to bolączka polskiej nauki), sprawniej działające i czasem niewłaściwie wykorzystywane narzędzia AI oraz na rozrastający się rynek, czyli coraz większą liczbę wydawnictw, a tym samym też czasopism oraz artykułów, które w praktyce są trudne do zweryfikowania.

„Fabryki” słabych lub nierzetelnych tekstów, czyli „paper mills” 

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Edukacja i wychowanie
Zaświadczenie "na druku MEN". Wydane po szkoleniu, może naruszać prawo
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sądy i trybunały
Prawnicy surowo o projektach w sprawie neosędziów. „Mogą sparaliżować sądy”
Nieruchomości
Nowy obowiązek działkowców. Nadchodzą zmiany na ROD
Praca, Emerytury i renty
Nowe terminy wypłat emerytur w lutym 2025. Zmiany w harmonogramie
Praca, Emerytury i renty
Zbliża się wypłata 13. emerytury. Ile wyniesie w 2025 roku?