Indeks elastyczności zatrudniania w Polsce wynosi obecnie ok. 60 pkt. Na tle 41 badanych krajów daje nam to dosyć odległą 27. pozycję. Liderem tego zestawienia są Stany Zjednoczone, a wśród krajów europejskich – Wielka Brytania. Za to peleton zamyka Francja.
Indeks obejmuje tzw. kodeksowe zatrudnienie (nie obejmuje m.in. samozatrudnienia, umów zlecenia itp.). Pod uwagę brane są więc regulacje umów o pracę w zakresie zatrudniania (w tym płaca minimalna), czasu pracy, zwalniania i kosztów zwolnień. Im wyższy wynik (maksymalnie 100 pkt), tym o większej elastyczności można mówić.
Większość krajów uzyskuje co roku dosyć stabilne wyniki, ale Polska w porównaniu z 2015 r. spadła aż o dziesięć pozycji – wynika z szacunków Forum Obywatelskiego Rozwoju, które bierze udział w przygotowaniu indeksu.
– To przede wszystkim efekt usztywnienia w ostatnich latach umów o pracę na czas określony – podkreśla Rafał Trzeciakowski z FOR. Zmiany te miały na celu poprawę bezpieczeństwa pracowników i ukrócenie praktyki zatrudniania osób na prawie nieskończoną liczbę umów czasowych. Jednak zdaniem ekspertów FOR zamiast usztywniać jedną część kodeksu, lepiej byłoby uelastycznić tę drugą, tj. umowy na czas nieokreślony. – Dziś mamy bardzo długi okres wypowiedzenia takich umów, co budzi obawy przedsiębiorców przed ich zawieraniem – podkreśla Trzeciakowski. – Kodeks pracy w nikłym stopniu umożliwia elastyczne kształtowanie czasu pracy, w efekcie czego mamy mało osób zatrudnionych przykładowo na pół etatu – zaznacza ekspert.
Jednocześnie rząd usztywnił też pozakodeksowe formy zatrudnienia, takie jak umowy zlecenia (wprowadzając godzinową stawkę płacy minimalnej, obejmując składkami ZUS wszystkie tego typu umowy).