Pracodawcy prześcigają się w uatrakcyjnianiu swoich ofert pracy, by przyciągnąć uwagę najlepszych kandydatów. Jedną z coraz częściej wykorzystywanych technik jest używanie określenia „manager" w nazwach stanowisk. Sekretarka staje się Office Managerem, sprzedawca Account Managerem, a studentom uczelni ekonomicznych proponuje się staże na stanowisku Project Managera.
- Nazwy stanowisk często nie posiadają polskich odpowiedników, bądź tłumaczenie nie brzmi zbyt atrakcyjnie. Przykładowo Brand Manager brzmi lepiej niż opiekun ds. marki. Dlatego pracodawcy chętnie używają nazwy oryginalnej, która przyciąga uwagę, jednocześnie wewnętrznie różnicując strukturę na kadrę kierowniczą wyższego szczebla, niższego szczebla, jak również poziom specjalistyczny – mówi Robert Błażyca, Regional Director, Hays Poland.
Z analizy ofert pracy umieszczonych na portalach rekrutacyjnych przeprowadzonej przez „Rz" wynika, iż jedynie ok. 3 proc. naborów na stanowiska menedżerskie odnosi się do szczebla dyrektorskiego. Natomiast 57 proc. ofert tego typu skierowanych jest do szczebla kierowniczego, a aż 40 proc. – do specjalistów.
Wolna amerykanka
Choć „manager" to z grubsza polski „kierownik", coraz częściej i na tym polu pojawiają się rozbieżności. Wcześniej przyjęte było, że kierownik jest osobą mającą pod sobą choć niewielki zespół. Obecnie mamy np. menedżera marketingu, czy menedżera ds. klientów – jednego z wielu pracowników na tym stanowisku, nie posiadającego podwładnych. Okazuje się, że coraz częściej jedynym ograniczeniem w kwestii nazywania stanowisk i określania zakresu obowiązków jest fantazja rekrutującego.
- Każda organizacja charakteryzuje się własną strukturą stanowisk oraz nomenklaturą. Oczywiście obserwujemy wiele zbieżności, zwłaszcza analizując podmioty należące do tej samej branży czy oferujące podobne usługi – komentuje Robert Błażyca z Hays Poland.