Wolny seks. Wyzwolenie czy zniewolenie człowieka?

Współczesne trendy wpychają seksualność w przestrzeń taniej komercji, skłaniają do wyzbywania się wszelkich zahamowań, bo przecież głównym celem seksualności jest czynienie naszego życia bardziej przyjemnym. Na podstawie jakich wartości odnieść się do nowej rzeczywistości: czy zrzucenie tradycyjnych ograniczeń prowadzi do wyzwolenia człowieka, czy też przeciwnie – „wolny seks" otwiera drogę do jego zniewolenia?

Publikacja: 09.10.2020 10:00

Wolny seks. Wyzwolenie czy zniewolenie człowieka?

Foto: AdobeStock

„Biada ludzkości, której płciowość wyczerpuje się w ciasnocie doświadczenia przyjemności, a która traci przez to zdolność przeżywania płciowości jako [...] momentu wielkiego misterium życia w ogóle"




Ferdinand Ebner, „Słowa i miłość"

Ostatnie 50 lat to okres burzliwej rewolucji w sferze ludzkiej seksualności. Przez całe wieki erotyka wiązała się z tym co prywatne, rodzące poczucie wstydu, dotyczyła bowiem zachowań, które rozgrywały się w relacjach pomiędzy najbliższymi. Stawianie czoła pojawiającym się w tym obszarze problemom rozgrywało się w przestrzeni rodzinnej i oparte było nie tyle na wiedzy, ile raczej na intuicji oraz „mądrościowych" wskazówkach przekazywanych dyskretnie z pokolenia na pokolenie. W sferze publicznej tematyka związana z erotyką i seksualnością stanowiła wstydliwe tabu, czasem przenikała do niej za sprawą odważnych dzieł sztuki czy ekstrawaganckich zachowań, ale w takich przypadkach raczej rodziła pewne zakłopotanie, niż stanowiła impuls do otwartej publicznej debaty.

Proces przemian obyczajowych uruchomiony po 1968 roku doprowadził obecnie do stanu, w którym coraz więcej zjawisk skrywanych wcześniej wstydliwie w sferze prywatnej staje się przedmiotem dostępnym dla szerokiej publiczności. Jednak sensowne prowadzenie debaty wokół problematyki seksualności napotyka – zarówno w Polsce, jak i w Europie – ogromne trudności: sprawa zostaje niemal automatycznie sprowadzona do kwestii praw mniejszości seksualnych, co wywołuje od razu swoistą wojnę ideologiczną. Zamiast prób dialogu buduje się barykady, gdzie po jednej stronie tkwią na swoich pozycjach obrońcy tradycji, a po drugiej „misjonarze postępu" epatują wizją seksualnego wyzwolenia człowieka. Tymczasem pytanie o miejsce i rolę seksualności w życiu człowieka jest współcześnie – w świetle zdobyczy nauki i zaistniałych już przemian kulturowych – sprawą najwyższej wagi, a wychowanie młodego pokolenia może mieć decydujący wpływ na rozumienie tego, czym jest życie w wolności. Czy możliwa jest jednak w tej kwestii rzeczowa wymiana argumentów, a nie jedynie granie emocjami?

Dwa niezależne światy

Próbę podjęcia takiej dyskusji należy rozpocząć od opisania i uświadomienia sobie obiektywnych zmian, które dokonały się w ostatnich dekadach. Odkrycie możliwości skutecznej antykoncepcji jest wydarzeniem, którego rewolucyjnej wagi zdajemy się nie doceniać. Właściwie przez całą historię ludzkości przekonanie, że podstawowym celem pociągu seksualnego jest przekazanie życia i zachowanie ciągłości gatunku, znajdowało oczywiste uzasadnienie w faktycznym związku, który występował pomiędzy aktem współżycia a jego potencjalnym skutkiem (poczęciem istoty ludzkiej). Długa jest także lista sposobów, za pomocą których w różnych czasach i odmiennych kulturach próbowano temu nieuchronnemu związkowi przeciwdziałać. Dopiero jednak współczesna medycyna odkryła i – co ważne – na masową skalę rozpowszechniła stosunkowo tanie i łatwe w stosowaniu środki, które dają możliwość skutecznego zapobiegania niechcianej ciąży.

Rezultatem tej nowej „technicznej" umiejętności wydają się szybko postępujące zmiany mentalne. Właściwie w ciągu życia jednego pokolenia utrwaliła się już chyba świadomość, że życie seksualne może być prowadzone praktycznie bez żadnego związku z kwestią posiadania potomstwa – to, co przez wieki stanowiło jedność, zostało w istocie rozdzielone na dwa w dużej mierze niezależne od siebie światy.

Ten nowy dualizm wzmacnia szeroka akceptacja dla aborcji oraz kolejny współczesny wynalazek, a mianowicie technika zapłodnienia in vitro. Nie wchodząc tutaj w dyskusję na temat moralnych dylematów związanych ze stosowaniem tej procedury, można stwierdzić, że jest ona praktykowana od ponad 40 lat i utrwala nasze przekonanie o swoistym władztwie człowieka nad prokreacją. Tym samym w dominującej dzisiaj w Europie zlaicyzowanej kulturze na dobre ugruntował się pogląd, że seksualność jest autonomiczną sferą ludzkiego życia i dopuszczalne jest korzystanie z niej po prostu dla własnej przyjemności. Chęć posiadania potomstwa traktowana jest jako decyzja innego rodzaju i niezależna od decyzji o podjęciu aktywności seksualnej.

Warto przy tym zauważyć, że istotnej zmianie uległo także nauczanie na temat rodzicielstwa i seksualności nawet w tak zachowawczej instytucji jak Kościół katolicki. W Katechizmie znajdziemy stwierdzenie, że „z uzasadnionych powodów małżonkowie mogą chcieć odsunąć w czasie przyjście na świat swoich dzieci". Na korzystanie z takiej możliwości Katechizm nakłada liczne moralne warunki, jednak oficjalnie przyznaje: mimo że dziecko jest darem, to rodzice mają prawo decydować o liczbie swojego potomstwa oraz czasie jego przyjścia na świat.

Innym poważnym zjawiskiem, które wywiera ogromny wpływ na seksualność współczesnego człowieka, jest pornografia. Zjawisko to nie jest niczym nowym, jednak obecna skala i łatwość dostępu do pornografii stwarza wstydliwie przemilczaną „nową jakość". Nie trzeba dodawać, że dostęp do pornografii może całkowicie wypaczyć rozumienie własnej seksualności i jest szczególnie niebezpieczny w młodym wieku. Sprzyja traktowaniu seksualności w sposób całkowicie instrumentalny, utrudnia bądź wręcz uniemożliwia wiązanie jej z jakimiś wyższymi sferami osobowości. Dopełnieniem tego trendu jest także coraz bardziej powszechne pojawianie się elementów erotycznych w reklamach, z którymi mamy do czynienia na ulicach miast albo w mediach.

Wszystko to prowadzi do radykalnej zmiany wrażliwości związanej z seksualnością. Kiedyś sferze tej towarzyszyła otoczka tajemniczości, intymności, co w naturalny sposób rodziło poczucie wstydliwości oraz skłaniało do jakiejś formy samoopanowania i samokontroli. Niejednokrotnie przeradzało się to w nadmierną podejrzliwość i bezduszny rygoryzm, który w erotyce widział jedynie źródło grzechu i zgorszenia. Współczesne trendy wpychają natomiast seksualność w przestrzeń taniej komercji, skłaniają do wyzbywania się wszelkich zahamowań, bo przecież głównym, a być może jedynym, celem seksualności jest czynienie naszego życia bardziej przyjemnym. Trudno się dziwić, że w takich warunkach mamy do czynienia z niepokojącymi zjawiskami: obniżania wieku inicjacji seksualnej młodzieży, szerzenia się patologii (handel ludźmi, molestowanie, pedofilia).

Warto podkreślić, że wskazane zmiany nie są wynikiem działania jakichś „złych ludzi", szerzących chorą ideologię, ale postępu w dziedzinie medycyny i techniki. Dopiero w tym kontekście pojawia się kluczowe pytanie, na podstawie jakich wartości odnieść się do nowej rzeczywistości: czy zrzucenie tradycyjnych ograniczeń prowadzi do wyzwolenia człowieka, czy też przeciwnie – „wolny seks" otwiera drogę do jego zniewolenia? Płaszczyzną, na której można prześledzić konkretne formy tego ideowego sporu, jest prowadzona dyskusja na temat wychowania seksualnego.

Seksualność i tożsamość

Naprzeciw oczekiwaniom wypracowania nowoczesnego modelu wychowania seksualnego wychodzi Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), która promuje obecnie dokument „Standardy edukacji seksualnej w Europie". Autorzy deklarują szerokie – nazywając je holistycznym – podejście do zagadnienia, które traktuje seksualność jako ważny wymiar człowieczeństwa i koncentruje się nie tylko na indywidualnym akcie współżycia, ale uwzględnia także inne konsekwencje tego zjawiska. Edukacja oparta na tych standardach ma pomóc dzieciom i młodym osobom „w rozwinięciu podstawowych umiejętności umożliwiających im samookreślenie ich seksualności i ich związków na różnych etapach rozwoju, a także w przeżywaniu swojej seksualności oraz partnerstwa w sposób satysfakcjonujący i odpowiedzialny". W tym wstępnym stwierdzeniu pojawiają się trzy elementy, które są bardzo konsekwentnie rozwijane w całym dokumencie.

Po pierwsze, seksualność jest rozumiana jako sfera, w której człowiek dokonuje swoistego samookreślenia. Można tu dostrzec odwołanie do dominującej we współczesnej filozofii koncepcji człowieka: istota ludzka nie jest zdeterminowana przez naturę, ale fundamentem osoby jest wolność, która pozwala w sposób autonomiczny kształtować własną tożsamość. Seksualność wydaje się dobrym przykładem konkretyzującym ten sposób rozumienia człowieka. Obejmuje szeroki wachlarz czynników determinujących tożsamość osoby. Jednak ostatecznie tożsamość człowieka i konkretne formy jego zachowania są wynikiem „samookreślenia", czyli jakiegoś skomplikowanego procesu, w którym w sposób maksymalnie autonomiczny człowiek formuje i dookreśla własne preferencje, cele, role społeczne. Celem edukacji ma być właśnie uświadomienie młodemu człowiekowi tego, jakie stoją przed nim możliwości, oraz przygotowanie go do autonomicznego samookreślenia swojej seksualności.

Charakterystyczne jest tutaj także odwołanie się do idei praw człowieka: podobnie jak w politycznej sferze wolności obywatelskie są określane w języku podstawowych praw człowieka, tak i tutaj mówi się o całym szeregu „praw seksualnych". W tym kontekście nie dziwi już to, że w dyskursie na temat seksualności nie pojawia się kategoria rodziny – seksualność jest sprawą indywidualną, relacje społeczne czymś pochodnym i wtórnym. Wyraźnym potwierdzeniem tej optyki jest stwierdzenie, że praktykowane w niektórych krajach lekcje przygotowujące do małżeństwa i życia w rodzinie „trudno byłoby nazwać edukacją seksualną".

Po drugie, przeżywanie seksualności ma dawać człowiekowi satysfakcję. Jest to stwierdzenie oczywiste, bowiem erotyka jest tą piękną sferą życia, w której możliwość intensywnych pozytywnych doznań zmysłowych i duchowych jest szczególnie bogata. Czy jednak na pewno przyjemność jest w tym świecie kategorią najbardziej fundamentalną? Czytając „Standardy", można odnieść wrażenie, że tak właśnie jest; że wszystko sprowadza się tutaj do „dokonywania wyborów poprawiających jakość życia". W tym sensie edukacja seksualna staje się swoistą instrukcją obsługi subtelnej i skomplikowanej „aparatury", jaką jest ludzka seksualność. W tej grze chodzi o odnalezienie i potwierdzenie własnej tożsamości oraz osiągnięcie maksimum satysfakcji.

Po trzecie, przeżywając własną seksualność, człowiek powinien kierować się poczuciem odpowiedzialności, a uwrażliwienie na ten aspekt jest także bardzo ważnym elementem edukacji. Odpowiedzialność obejmuje przede wszystkim dbałość o własne zdrowie, bo życie seksualne wiąże się wieloma rodzajami ryzyka. W sferze seksualności nawiązujemy także bliskie relacje z ludźmi, dlatego nasza odpowiedzialność powinna być skierowana również na nich – niedopuszczalne są wszelkie formy instrumentalnego wykorzystywania innych dla własnej przyjemności czy narażanie ich zdrowia.

Bardzo istotne są natomiast empatia i delikatność, w sferze erotyki szczególnie łatwo bowiem kogoś głęboko zranić. Przy braku wszelkich innych ograniczeń to odpowiedzialność za siebie i innych urasta do rangi jedynego ewentualnego hamulca, który może w jakiś sposób okiełznać dynamikę instynktownych pożądań. Zadaniem edukacji seksualnej jest zatem uświadomienie młodym ludziom tego problemu i dostarczenie „technicznej wiedzy", która pozwoli odpowiedzialnie korzystać z uroków życia.

Wizja chrześcijańska

Alternatywną koncepcję człowieka znajdujemy w nauczaniu Kościoła katolickiego. Składa się na nie 2 tysiące lat tradycji i niezliczona ilość ważnych traktatów. Wbrew powszechnemu stereotypowi nie jest to wcale koncepcja całkowicie monolityczna. Na potrzeby prowadzonych tu rozważań sięgam do wydanej po raz pierwszy w 1960 roku pracy Karola Wojtyły „Miłość i odpowiedzialność", którą warto traktować jako ważny i wciąż aktualny głos we współczesnej dyskusji o seksualności.

Analizę problematyki związanej z etyką seksualną Wojtyła rozpoczyna od wskazania na doświadczenie tego, co człowieka odróżnia od innych istot. Tymi wartościami są rozumność i wolność. W sposób szczególny podkreśla znaczenie wolności: „dzięki temu, że człowiek – osoba – posiada wolną wolę, jest też panem samego siebie". Poczucie wolności, świadomość własnego „chcenia", którego nikt inny nie może zawłaszczyć, daje człowiekowi specyficzny, konkretny rodzaj władztwa nad samym sobą, a także nad otaczającym go światem.

Erotyka otwiera przed człowiekiem szczególnie atrakcyjną przestrzeń, w której pojawiają się różnorakie możliwości kosztowania uroków życia. Wolność zdaje się sprzyjać temu, aby swobodnie „używać" tego, co jest w naturalny sposób dostępne. W tym miejscu Wojtyła wskazuje na elementarną prawdę: sfera seksualności nie jest całkowicie autonomiczna, nie stanowi jakiejś wyizolowanej niszy w przestrzeni ludzkich spraw, ale jest elementem większej całości. Związek z ową całością Wojtyła wyraża za pomocą kategorii „naturalnego porządku moralnego". Uwzględnienie owego szerszego ładu zmienia stosunek do drugiego człowieka – osoba nie powinna być traktowana jako narzędzie, ale zawsze jako podmiot stanowiący samoistny cel. W tej formule zawiera się coś więcej niż poczucie odpowiedzialności za drugiego, co chroni przed czynieniem mu krzywdy – mamy tu do czynienia ze szczególnym rodzajem afirmacji wartości, której nosicielem jest osoba.

Tym samym ulega zmianie pozycja zasady przyjemności. Nie przestaje ona być sprawą ważną – „używać to znaczy przeżywać przyjemność", współżycie seksualne pozostaje „właściwym źródłem różnorodnie zabarwionej przyjemności czy nawet wręcz rozkoszy". Wielkim błędem jest jednak uznanie „samej przyjemności za jedyne lub największe dobro, któremu wszystko inne w działaniu człowieka i społeczeństwa ludzkiego powinno być podporządkowane". To rozstrzygnięcie ma daleko idące konsekwencje, a w rezultacie linia sporu w dyskusji na temat istoty i miejsca seksualności w życiu człowieka wydaje się także prosta: można przyjąć, że przyjemność jest jedynym konkretnym kryterium wartościującym ludzkie działania, lub też traktować przyjemność jako element szerszego spektrum wartości, w którym istnieje coś ważniejszego niż przeżycie zadowolenia. Chrześcijańska wizja człowieczeństwa opowiada się oczywiście za tą drugą możliwością.

Konsekwencją tego rozstrzygnięcia jest przede wszystkim zmiana w rozumieniu międzyludzkich relacji. Erotyka to świat przeżyć ulotnych, piękno wzajemnych relacji skupia się tu niejako w jednej chwili, która siłą przeżycia zdaje się dotykać i wyrażać nieskończoność egzystencji, ale ten czar szybko pryska. To może skłaniać do traktowania istoty międzyludzkich relacji także jako „chwilowego zbliżenia", jako miłego partnerstwa bez większych zobowiązań, bo przecież nie sposób „zatrzymać chwili".

Chrześcijańska koncepcja rozumienia seksualności jako elementu szerszego ładu wprowadza w świat erotyki kategorię miłości. Wojtyła wyraża to w formule „pozytywnej normy personalistycznej": „osoba jest takim dobrem, że właściwe i pełnowartościowe odniesienie do niej stanowi tylko miłość". Człowiek jest nosicielem takiego dobra, którego nie jest w stanie zrealizować w relacji kontraktu i partnerstwa – nawet jeżeli ten kontrakt oparty jest na wzajemnym poszanowaniu i prowadzi do krótkotrwałych obopólnych korzyści lub wspólnego przeżycia rozkoszy. Kluczem do głębi człowieczeństwa jest miłość. Jak mówić o miłości w dzisiejszym skomercjalizowanym świecie?

Przesłanie chrześcijańskie jest tutaj jasne: „Miłość bowiem może przetrwać tylko jako jedność, w której zaznacza się dojrzałe »my«, a nie przetrwa jako zestawienie dwu egoizmów, w którego osnowie zaznaczają się dwa »ja«. Miłość ma strukturę międzyosobowej wspólnoty". Dotykamy tutaj niezwykłego paradoksu miłości – z jednej strony podmiotem miłości jest człowiek obdarzony zupełnie ekskluzywną i niepowtarzalną godnością, z drugiej ta godność wychodzi na jaw i urzeczywistnia się poprzez uczynienie z niej daru dla drugiego, umiłowanego człowieka. To nadaje miłości stabilną strukturę „międzyosobowej wspólnoty".

Czy chrześcijańska wizja człowieka i przesłanie mówiące o miłości ma jeszcze rację bytu w rozważaniach nad fenomenem ludzkiej seksualności? Czy przemawia do nas przesłanie Wojtyły, że miłość „niesie w sobie wewnętrzną potrzebę oddania własnej osoby drugiemu człowiekowi"?

Zarysowane powyżej przeciwstawienie dwóch koncepcji człowieka w kontekście dyskusji dotyczącej seksualności ma oczywiście bardzo ogólny, wysoce abstrakcyjny charakter. Spróbujmy sprowadzić istniejące pomiędzy nimi różnice na poziom nieco większego konkretu i zobaczyć, jak owe abstrakcyjne rozstrzygnięcia przekładają się na realne rekomendacje związane z edukacją seksualną. Skupimy się tutaj na dwóch sprawach: czystości albo wstrzemięźliwości seksualnej oraz rozumieniu prokreacji i rodzicielstwa.

Przystępując do wydobywania różnic, warto zauważyć, że te odmienne koncepcje antropologiczne mają jednak pewną część wspólną – jest nią afirmacja wolności człowieka. Zarówno tradycja chrześcijańska, jak i koncepcje modernistyczne, których wyrazem są „Standardy" WHO, postrzegają człowieka przez pryzmat wolności – wolność jest kwestią fundamentalną, spór dotyczy tego, jak człowiek powinien swoją wolność spożytkować i zagospodarować.

Czystość

Próba sensownego mówienia we współczesnym świecie o wstrzemięźliwości seksualnej napotyka ogromne trudności, a samo słowo „czystość" wydaje się pojęciem anachronicznym albo wręcz „antykwarycznym", które wyszło z praktycznego użycia, tak jak „telegraf" albo „zbroja rycerska". Czy rzeczywiście to, co w przeszłości traktowane było jako cnota o wysokiej wartości, straciło swoje znaczenie? „Standardy" WHO jednoznacznie prezentują takie stanowisko. Co prawda wspomina się w nich o programach edukacji seksualnej, które „ukierunkowane są na zachowanie abstynencji seksualnej przed zawarciem związku małżeńskiego", ale – zdaniem autorów – „model »tylko abstynencja seksualna« nie wywiera korzystnego wpływu na zachowania seksualne". Teza ta harmonizuje z przyjętą koncepcją antropologiczną: jeżeli celem seksualności jest odpowiedzialne czerpanie z niej satysfakcji, to abstynencja jawi się jako coś niedorzecznego. Jedynym ewentualnym argumentem na rzecz jakiejś formy samoograniczenia mogłyby być zalecenia analogiczne do wskazówek higienisty albo dietetyka, typu: ogranicz spożywanie jakiegoś produktu, bo twój organizm źle na to reaguje i możesz dostać niestrawności.

W ramach takiej aksjologii trudno także wskazać jakiś wyróżniony moment dla inicjacji seksualnej – przyjemność odczuwają także dzieci. Dlatego w proponowanych rekomendacjach – konsekwentnie – zaleca się, aby z seksualnością jako źródłem satysfakcji stopniowo zapoznawać się już na poziomie wychowania przedszkolnego. Moment pełnego wejścia we współżycie pozostaje w gestii indywidualnej decyzji, nie wskazuje się tu jakichś obiektywnych ograniczeń, poza uświadamianiem młodym ludziom konsekwencji podejmowanych przez nich aktywności.

Chrześcijańskie założenie, że fundamentem międzyludzkich relacji jest miłość, zmienia optykę patrzenia na sprawę czystości. Miłość wiąże się z obdarowywaniem – kochać, to znaczy czynić z siebie dar dla drugiej osoby. Erotyka otwiera konkretną przestrzeń, w której powołanie do miłości może być realizowane. Czynienie z siebie daru wymaga odpowiedniego przygotowania, właściwych okoliczności, nie powinno się dokonywać byle gdzie i byle jak – potencjał daru łatwo bowiem roztrwonić. To z kolei wiąże się z koniecznością panowania nad sobą, wprowadza jakiś rodzaj samodyscypliny, a więc wymaga także wstrzemięźliwości. Aby w pełni ofiarować się ukochanej osobie, trzeba prezentować sobą jakiś rodzaj wewnętrznego bogactwa, który jest także owocem mojego wysiłku, a nie tylko przyrodzonych zdolności, trzeba wypracować coś, co składa się na treść owego daru. Tego rodzaju cechy kumuluje w sobie tradycyjna cnota czystości – tylko w relacji ludzi czystych pożycie seksualne może osiągnąć pełnię. Rozkosz jest ważnym elementem wskazanej tu relacji, nie jest jednak czynnikiem centralnym ani jedynym, jest momentem miłości i „wielkiego misterium życia w ogóle".

To, co zostało powiedziane, może się wydawać zbyt górnolotne i oderwane od prozy codzienności, zwłaszcza tej współczesnej, tak bardzo przesiąkniętej tanią erotyką czy wręcz pornografią. Czy jest tak rzeczywiście, czy w wychowaniu seksualnym młodzi ludzie nie powinni być przynajmniej uwrażliwiani na istnienie jakiejś wyższej sfery duchowości? Sięganie do takiego ideału ma w sobie ogromnie atrakcyjny potencjał, otwiera perspektywę pięknego uporządkowanego życia.

Uświadomienie sobie, że być może istnieje wymiar przekraczający samo przeżywanie przyjemności, ma swoje konsekwencje, generuje z konieczności pytania o warunki wejścia w czynne życie seksualne i jego głębsze znaczenie. Tym samym skłania do takiego namysłu, który może przekonać, że samodyscyplina i czystość mają sens. Wychowanie seksualne, które przynajmniej nie próbuje otrzeć się o taki wymiar, wydaje się czymś niesamowicie spłyconym – redukuje najbardziej intymne międzyludzkie relacje do techniki posługiwania się własnym ciałem, a samą erotykę czyni czymś bezdusznym.

Prokreacja

Można się zgodzić z autorami „Standardów", że „edukacja seksualna jest czymś więcej niż tylko przekazywaniem informacji dotyczących prokreacji". Jest jednak rzeczą zaskakującą, iż wśród wyliczonych 11 rezultatów, które holistyczna – a więc pretendująca do miana „całościowej" – edukacja seksualna ma na celu, takie słowa jak prokreacja, rodzina, rodzicielstwo w ogóle się nie pojawiają. W jednym z punktów wspomina się jedynie, że seksualność umożliwia budowanie związków, które powinny być oparte na obopólnym zrozumieniu, równości i szacunku. Potwierdza to w sposób bardzo konkretny sygnalizowany już wcześniej fakt, że w tej koncepcji seksualność stanowi całkowicie autonomiczną sferę ludzkiego życia – umiejętne korzystanie z możliwości, jakie daje erotyka, jest wartością samą w sobie.

Przekazywanie życia albo budowanie rodziny to aktywności inne i w zasadzie niewchodzące w zakres edukacji seksualnej. Mówi się o nich zatem w innych kontekstach, używając przy tym najczęściej nomenklatury prawniczej wiązanej także z prawami człowieka.

Warto zauważyć, że nowoczesny język europejski w kontekście prokreacji skutecznie wprowadził do obiegu kategorię „praw reprodukcyjnych", która z publicznej debaty wyparła właściwie tradycyjne określenia, takie jak macierzyństwo, ojcostwo czy rodzicielstwo. Zabieg ten jest dobrą ilustracją tego, jak konsekwentnie promowana jest zarysowana powyżej modernistyczna koncepcja człowieka. Człowiek jest wolnym indywidualnym podmiotem, który ma prawo w racjonalny, wybrany przez siebie sposób wykorzystywać dany mu przez naturę potencjał.

Prokreacja widziana jest także w tej perspektywie: chęć posiadania dziecka to moja autonomiczna decyzja. Jeżeli ją podejmę, realizuję jedno z wielu przysługujących mi praw. Mam przy tym prawo oczekiwać, że – podobnie jak w przypadku innych praw człowieka – rzeczywistość społeczna będzie tak zorganizowana, abym mógł to czynić skutecznie, bez względu na takie uwarunkowania, jak płeć, preferencje seksualne, stan rodziny etc. W przeciwnym wypadku mielibyśmy do czynienia z jakimś rodzajem wykluczenia i dyskryminacji.

Chrześcijańska wizja rodzicielstwa jest całkowicie odmienna. Prokreacja jest integralną częścią ludzkiej seksualności i poprzez nią niejako materializuje się powołanie człowieka do czynienia z siebie daru dla drugiego. Erotyka inicjuje proces budowania relacji z ukochaną osobą, a prokreacja jest finalnym punktem i faktycznym ziszczeniem wzajemnego oddania się. Tworzy także fundament trwałej wspólnoty, w ramach której wzajemne obdarowywanie promieniuje na kolejne osoby. Wspólnota miłości i daru nie tylko stwarza człowiekowi atrakcyjne możliwości spełnienia, ale także kieruje na drogę ku realizacji powołania do życia w wolności.

Dokąd prowadzą rewolucje

Z tego, co zostało powiedziane, wyraźnie wynika, że spór dotyczący rozumienia seksualności nie jest tylko abstrakcyjnym dyskursem akademickim, lecz przekłada się na konkretne rekomendacje i modele życia kształtujące codzienne relacje osobowe, stosunki społeczne oraz sposób rozumienia i praktykowania ludzkiej wolności. Przez ostatnie dekady dokonują się w tej sferze kolejne rewolucje. Ideowych źródeł tego procesu można upatrywać we wcześniejszych ruchach feministycznych, ale rzeczywistym początkiem stało się wynalezienie skutecznych środków antykoncepcyjnych. Ich powszechne stosowanie zapoczątkowało proces rozdzielania seksualności od prokreacji.

W drugim etapie nastąpiła – znowu na szeroką skalę – mentalna i prawna akceptacja aborcji i rozwodów, co radykalnie osłabiło tradycyjne więzy rodzinne. W tym czasie wynaleziono także metodę zapłodnienia in vitro, co utrwaliło przekonanie o rozdziale seksualności i prokreacji. Obecnie weszliśmy w kolejny etap – frywolnej swobody obyczajowej i komercjalizacji erotyki. Jeżeli seksualność uzyskała status „autonomicznych przeżyć", to nie widać żadnego powodu, aby różnicować wartość związków hetero, homo czy jakichkolwiek innych, liczy się bowiem tylko własna satysfakcja, z uwzględnieniem interesów i bezpieczeństwa partnera/partnerów. Taki sposób myślenia otwiera, być może, perspektywę dla kolejnej, czwartej już, rewolucji: nowością, która zdaje się poszerzać możliwości swobodnego korzystania z własnej seksualności, staje się digiseksualizm. Już teraz określany jest mianem nowej orientacji, która polega na zaspokajaniu popędu seksualnego przez kontakt z odpowiednio przysposobionymi do tego robotami. Jeżeli w erotyce wszystko sprowadza się do przyjemności, to dlaczego mielibyśmy przeciwdziałać tego rodzaju trendom?

Dyskusja między zwolennikami tradycji i rewolucji może mieć zapewne wiele wątków, kluczowa wydaje się jednak kwestia preferowanego modelu rodziny bądź dowolnych związków partnerskich.

Model tradycyjny jest logicznym dopełnieniem chrześcijańskiego rozumienia natury człowieka i jego seksualności – to trwała miłość stwarza przestrzeń, w której człowiek najpełniej może realizować swoje powołanie do życia w wolności. Natomiast zwolennicy „nowoczesności", do których trzeba zaliczyć także twórców „Standardów" WHO, epatują przesłaniem, iż seksualność stanowi autonomiczny element ludzkiej natury, a sprawą podstawową jest to, aby prawidłowo rozpoznać/zdefiniować własne skłonności i odpowiednio do tego kształtować relacje z innymi, osiągając maksimum satysfakcji. Oczywista jest zatem akceptacja pluralizmu związków partnerskich, którym powinny przysługiwać takie same prawa. Stąd też głównym zadaniem edukacji seksualnej jest wychowanie w duchu tolerancji i akceptacji dla różnorodności seksualnej, bowiem w przeszłości dominował jeden model, a inność była skrywana lub zwalczana. Działanie na rzecz zmiany tego stanu rzeczy staje się swoistą misją; aby tę misję skutecznie realizować, edukację należy rozpocząć właściwie od urodzenia.

W ujęciu tradycyjnym jest oczywiście miejsce na akceptację faktu, że pewna część ludzkiej populacji posiada inne skłonności, a takie zjawiska, jak homoseksualizm czy transseksualizm – choć stosunkowo rzadkie – zawsze były i są obecne. Wielkim złem jest także to, że mniejszości seksualne były w przeszłości – a zdarza się to i współcześnie – obiektem wykluczenia czy wręcz prześladowań. Jednak mimo to wychowanie do tolerancji nie jest podstawowym celem edukacji seksualnej, ale elementem ogólnej kultury, która w stosunku do każdej odmienności powinna uczyć życzliwości, empatii i szacunku. Wychowanie seksualne powinno mieć natomiast inne wielkie cele: budzenie zdolności do miłości, przygotowanie do budowania trwałej, opartej na miłości wspólnoty, która jest potencjalnie otwarta na przyjęcie potomstwa.

Czy możliwe jest wskazanie jakiegoś argumentu, który definitywnie rozstrzygałby spór na korzyść jednej z rozważanych tu koncepcji? Wydaje się to trudne, bo u podstaw obu leży przekonanie o wolności – to człowiek ma prawo wybrać, którą drogą podąży i jaki przyjmie model zagospodarowania własnej wolności. Jednak alternatywa rysuje się dość wyraźnie: z jednej strony mamy koncepcję sprowadzającą się do hedonizmu, z drugiej otwierającą człowieka na jakiś rodzaj „wyższego dobra"; z jednej skrajny indywidualizm („kultura singli"), z drugiej powołanie do tworzenia wspólnoty opartej na wzajemnym obdarowywaniu.

Jeżeli w samej wolności nie znajdziemy rozstrzygającego argumentu na rzecz dokonania właściwego wyboru, to w historii naszej cywilizacji pojawiają się pewne wskazówki, dokąd mogą prowadzić ścieżki wytyczone przez każdą z tych propozycji. Zachodnioeuropejska kultura w przeważającej części swoich dziejów oparta na chrześcijaństwie – pomimo istnienia ciemnych kart w jej historii, a także patologii dotykającej nieraz instytucji rodziny – daje wciąż żywą rękojmię tego, że proponowana przez nią aksjologia stwarza przyjazną przestrzeń dla rozwoju ludzkiej wolności. Modernistyczna koncepcja seksualnego wyzwolenia może się wydawać ponętną obietnicą poszerzenia ludzkiej wolności. W istocie jest jednak jakimś rodzajem społecznego eksperymentu, którego faktyczne skutki trudno przewidzieć.

Aleksander Bobko, profesor filozofii, Uniwersytet Rzeszowski, UPJP2, senator RP 2015–2019

„Biada ludzkości, której płciowość wyczerpuje się w ciasnocie doświadczenia przyjemności, a która traci przez to zdolność przeżywania płciowości jako [...] momentu wielkiego misterium życia w ogóle"

Ferdinand Ebner, „Słowa i miłość"

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”. Kto decyduje o naszych wyborach?
Plus Minus
„Przy stoliku w Czytelniku”: Gdzie się podziały tamte stoliki
Plus Minus
„The New Yorker. Biografia pisma, które zmieniło Amerykę”: Historia pewnego czasopisma
Plus Minus
„Bug z tobą”: Więcej niż zachwyt mieszczucha wsią
Plus Minus
„Trzy czwarte”: Tylko radość jest czysta