„Incydenty”: Twoja kolej, bratku

Po granacie wrzuconym do środowiska konserwatywno-prawicowego, jakim była powieść z kluczem „Wdowa smoleńska albo niefart”, Andrzej Horubała wydał zbiór opowiadań „Incydenty”. Skandalu tym razem nie będzie, ale poziom literacki tej prozy pokazuje, że dawny publicysta wciąż rozwija się jako pisarz.

Publikacja: 03.01.2025 15:25

Siedem opowiadań Andrzeja Horubały – niegdyś przenikliwego krytyka kultury, a dzisiaj prozaika – wyd

Siedem opowiadań Andrzeja Horubały – niegdyś przenikliwego krytyka kultury, a dzisiaj prozaika – wydała pod koniec 2024 roku Teologia Polityczna (ilustracje: Aleksandra Horubała)

Foto: materiały prasowe

Dziwne to uczucie – kiedyś to artykuły Andrzeja Horubały o książkach się czytało, a dziś role się odwróciły i przyszło recenzować jego pracę. Tym bardziej to niewygodne, że takie transfery nieczęsto się udają, a jeszcze rzadziej, gdy chodzi o literaturę piękną. Podejrzliwie się patrzy na piszących krytyków, gdzieś z tyłu głowy majaczy złośliwa myśl, trochę jak w „Superprodukcji” Juliusza Machulskiego – no to teraz twoja kolej, bratku, by przejechać się na karuzeli. Ale nie. Tym razem nie. „Incydenty” Andrzeja Horubały to bardzo udana proza. Może nie wszystkie siedem opowiadań trzyma poziom tych najlepszych. W jednym przypadku wynika to raczej z gatunkowej niekonsekwencji – „Pluszak” to na moje oko lepszy felieton niż opowiadanie. Za to „Fryzjerka” w porównaniu z pozostałymi tekstami wydaje się jakaś błaha, na dodatek trąci papierem – rzecz bardziej wymyślona przy biurku niż zaobserwowana. Jej średni poziom tym bardziej rzuca się w oczy, że towarzystwo, w jakim się znalazła, jest naprawdę doborowe.

Czytaj więcej

„Dzień”: Rodzina na zdalnym

Inne chłonęły cię oczami...

Pierwsze z siedmiu opowiadań, „Mniszek”, w zasadzie miało już swoją premierę w 2019 r., ale dopiero teraz, w szerszym zestawieniu, widać, że niejako wyznaczało kierunek, w jakim poszedł Horubała jako twórca nowel. „Incydenty” są pisane na poważnie, czuć tutaj ciężar odpowiedzialności, jaki wziął na siebie były krytyk, a pisarstwo to dla niego nie zabawa ani gra. Zarazem choć są to opowiadania silnie – nazwijmy to w ten sposób – moralne, to już na szczęście nie moralizujące. Zbrodnia nie zawsze kończy się tu karą, winnym udaje się niekiedy skryć przed doczesną sprawiedliwością i zostają tylko co najwyżej z cieniem, wewnętrzną rysą. Na dodatek jakkolwiek byłaby któraś z tych postaci zepsuta i znieczulona na cierpienie innych, to wszystkie one mają dusze, wewnętrzne dylematy i rozterki, które pracowicie usiłują zagłuszać.

W „Mniszku” poznajemy historię kapłana, który tak silnie wierzy, że aż zwątpił. Brzmi to paradoksalnie, ale tak właśnie jest – to przypowieść o modlitwie i metafizycznych poszukiwaniach człowieka religijnego, który konsekwentnie usiłuje doznać drgnienia duszy, poczuć obecność Boga namacalnie. A to, jak wiadomo, może wpędzić człowieka w pychę. Doprowadzi duchownego-narratora do grzechu, z którego nie będzie mógł się już wycofać, i poniesie jego ciężar ze sobą już do końca.

Nie wszystkie opowiadania są tak silnie zakorzenione religijnie jak to pierwsze. Bo znowu – o ile Andrzej Horubała bardzo serio traktuje swój katolicyzm i nigdy w tym względzie zwłaszcza jako publicysta nie był letni, ani tym bardziej zimny, o tyle jego opowiadania powinny dla czytelnika niereligijnego wciąż być komunikatywne i czytelne. Człowiek metafizycznie nierozpalony albo od religijności daleki nie odłoży „Incydentów” z myślą, że przeczytał właśnie jakąś twórczość egzotyczną rodem z parafialnej księgarni. Bo nawet kiedy autor pisze o modlitwie, jak w „Mniszku”, to stawia pytania, w których przejrzeć może się każdy. Albo gdy porusza temat aborcji, jak w „Hance”. Przedstawia tam historię rozbitej rodziny i trochę jak we „Wdowie smoleńskiej albo niefarcie” z 2021 r. chłoszcze „typowego polskiego konserwatystę”, który rozwiódł się z żoną i z daleka „kibicuje” swojej córce, w czym spotka go niemiłe zaskoczenie. Wszystko to poznajemy z perspektywy porzuconej żony. „Inne chłonęły cię oczami, gdy opowiadałeś dyrdymały o wartościach rodzinnych, o świecie mocnych tożsamości płciowych… A ja wiecznie niewyspana, słaniająca się na nogach, wstająca na każde jęknięcie Hani. Co mogłam?”.

Tu, jak i w każdym z siedmiu opowiadań, Horubała posiłkuje się silnym narratorem. Czy sięga po opowieść prowadzoną w pierwszej osobie, czy po mowę pozornie zależną, ten głos zawsze jest bardzo wyrazisty, silnie nacechowany emocjonalnie. Dodajmy, że to literatura, która rozgrywa się w dużej mierze w głowach postaci – inteligentnych, wykształconych, dosyć dowcipnych i zdolnych do autorefleksji.

Czytaj więcej

Pola, daruj

Jak wytrwać w cynizmie

Jednocześnie Horubała pokazuje, że nie tylko ma narzędzia, by pisać o rozterkach inteligentów z klasy średniej, ale też potrafi wejść w konwencję kryminalną. W „Ptasiej i zakonnicy” opowiada wciągającą historię pewnego machera, „załatwiacza” funkcjonującego na styku polityki, biznesu i mafii, gdzieś na początku XXI wieku (jeszcze przed wejściem do Unii). Mogłaby z tego wyjść ciekawa powieść gatunkowa albo scenariusz.

Podobnie zresztą w „Epizodzie”, gdzie bohaterem i jednocześnie narratorem jest prawnik ze świata show-biznesu, a w praktyce „czyściciel”, taki Ray Donovan ze znanego sprzed lat serialu, który sprząta bałagan po ustosunkowanych ludziach. Tytułowy epizod dotyczy gwałtu na redaktorce telewizyjnej w wykonaniu starego ekranowego gwiazdora. Imponuje zwłaszcza to, jak Horubała zręcznie obudowuje postać głównego bohatera – pokazuje jego silne zanurzenie w rutynie, powtarzalnych gestach, rytuałach i zbudowanych przez siebie nawykach. To dzięki nim jest w stanie racjonalizować sobie swoją pracę i trwać w cynizmie.

Tak samo za sprawą detali autor barwnie rysuje bohaterów w zamykającej tom „Mozaice”. Tam prowadzi nas przez fabułę czwórka postaci, które znalazły się w sytuacji granicznej. Tomasz zostawił właśnie swoją żonę i córkę, a następnie wdał się w romans. Pewien student zmierza na randkę z porzuconą przez Tomasza Kasią. Kasia czeka na studenta, a między nimi wszystkimi jest jeszcze pewien starzejący się proboszcz, który pogrąża się w rozmyślaniach, co poszło w jego życiu nie tak, jak miało.

„Wdowę smoleńską albo niefart” powszechnie intepretowano jako literaturę konfesyjną, prozatorskie rozliczenie z jego życiem, zawodem i środowiskiem konserwatywno-katolickim. Nowe opowiadania nie są już tak ewidentnie osadzone osobiście, aczkolwiek ogolony na łyso Andrzej z przystrzyżoną bródką i w okularach bez oprawek gdzieś tam się pojawia i to nieraz. Tak jakby Horubała sam siebie czynił bohaterem drugo- i trzecioplanowym tych nowel. Fajny i bystry zabieg, który skraca dystans pomiędzy autorem i czytelnikiem.

Dziwne to uczucie – kiedyś to artykuły Andrzeja Horubały o książkach się czytało, a dziś role się odwróciły i przyszło recenzować jego pracę. Tym bardziej to niewygodne, że takie transfery nieczęsto się udają, a jeszcze rzadziej, gdy chodzi o literaturę piękną. Podejrzliwie się patrzy na piszących krytyków, gdzieś z tyłu głowy majaczy złośliwa myśl, trochę jak w „Superprodukcji” Juliusza Machulskiego – no to teraz twoja kolej, bratku, by przejechać się na karuzeli. Ale nie. Tym razem nie. „Incydenty” Andrzeja Horubały to bardzo udana proza. Może nie wszystkie siedem opowiadań trzyma poziom tych najlepszych. W jednym przypadku wynika to raczej z gatunkowej niekonsekwencji – „Pluszak” to na moje oko lepszy felieton niż opowiadanie. Za to „Fryzjerka” w porównaniu z pozostałymi tekstami wydaje się jakaś błaha, na dodatek trąci papierem – rzecz bardziej wymyślona przy biurku niż zaobserwowana. Jej średni poziom tym bardziej rzuca się w oczy, że towarzystwo, w jakim się znalazła, jest naprawdę doborowe.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Plus Minus
„Lipowo: Kto zabił?”: Karta siekiery na ręku
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Plus Minus
„Cykle”: Ćwiczenia z paradoksów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Justyna Pronobis-Szczylik: Odkrywanie sensu życia
Plus Minus
Brat esesman, matka folksdojczka i agent SB
Plus Minus
Szachy wróciły do domu