Jan Maciejewski: Święta, których nie było

Świętowanie jest zachwytem. Święte dni są po to, żeby wewnętrzna natura rzeczy wyszła na wierzch, rozbłysła jaśniej, tak by można się było nią w spokoju napawać.

Publikacja: 03.01.2025 14:00

Jan Maciejewski: Święta, których nie było

Foto: AdobeStock

Pewna stacja radiowa, której lubią słuchać moje dzieci, od początku grudnia nadawała wyłącznie muzykę związaną ze świętami Bożego Narodzenia. Zmieniła repertuar dokładnie w pierwszy dzień świąt. Tak jakby skończyły się one właśnie w momencie, w którym tak naprawdę się zaczęły. Podobnie z wielu sklepów zdążyły zniknąć już wszystkie świąteczne ozdoby, które zalegały na ich wystawach mniej więcej od połowy listopada.

Gdyby urządzić plebiscyt na to, które z dziesięciu przykazań świat ma dziś w największym poważaniu, to choć walka byłaby zacięta, zwycięzca mógłby być zupełnie nieoczywisty. Umiejętność świętowania, jak każda sprawność ducha i organizmu, niećwiczona zanika. To pozornie najłatwiejsze z całej dziesiątki, trzecie przykazanie, każące celebrować święte dni i święte okresy w roku – nie wiadomo, jak się w ogóle do niego zabrać. Wszystkie pozostałe może i sprawiają problemy natury praktycznej, ale to jedno stawia opór już na poziomie samego znaczenia.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Kochać życie, ale za co?

Bo żeby zrozumieć, na czym polega świętowanie, prawdziwy odpoczynek, trzeba by zacząć od tego, że jest on całkowitym przeciwieństwem tego, co zwykło się nazywać rozrywką. Odpoczynek ma się do rozrywki mniej więcej tak samo jak leniwe bujanie się w hamaku do przejazdu rollercoasterem. Obserwowanie lotu spadającego liścia, wsłuchiwanie się w senne brzęczenie pszczół do migających plam krajobrazu, zawrotów głowy i histerycznych wrzasków dookoła. Świętowanie – i na tym polega szwindel, którego padło ofiarą – nie ma nic wspólnego z rozproszeniem uwagi. Przeciwnie – jest skupieniem, kontemplacją.

Umiejętność świętowania, jak każda sprawność ducha i organizmu, niećwiczona zanika. To pozornie najłatwiejsze z całej dziesiątki, trzecie przykazanie, każące celebrować święte dni i święte okresy w roku – nie wiadomo, jak się w ogóle do niego zabrać. 

Stwórca ustanowił dzień święty, czas odpoczynku, żeby mieć się kiedy nacieszyć tym, co udało mu się wcześniej zrobić. Sycił wzrok pięknem krajobrazu, wciągał zachłannie cały bukiet zapachów rajskiego ogrodu, wsłuchiwał się w śpiew ptaków i strumieni. I tego właśnie dnia – te słowa powinny otwierać każdą instrukcję właściwego świętowania – utwierdził się w przekonaniu, że to wszystko jest bardzo, ale to bardzo dobre. Świętowanie jest zachwytem. Święte dni są po to, żeby wewnętrzna natura rzeczy wyszła na wierzch, rozbłysła jaśniej, tak by można się było nią w spokoju napawać. Niedziele i święta istnieją także po to, żeby moja żona mogła założyć jedną ze swych odświętnych sukienek, umacniając swoją pozycję na czele listy dowodów na doskonałość dzieła stworzenia. Bo świętować potrafi tylko ten, do kogo dotarło, że – jak by powiedział Arystoteles – byt i dobro są jednym. Że zło i szarość świata to nie jego wewnętrzna istota, ale smuga, osad zgromadzony na powierzchni. Dlatego też jest teologiczna mądrość w sobotnich i przedświątecznych porządkach – ścieraniu cienkiej warstwy brudu z powierzchni rzeczy, wydobywaniu ich prawdziwego kształtu i istoty na światło dzienne tuż przed nadejściem świętego. Brud to tylko nalot, nie esencja świata.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: …ale boicie się zapytać

Etyka protestancka tchnęła w świat ducha kapitalizmu przede wszystkim ze względu na swój antropologiczny pesymizm. Teologiczna teza o głębokim i nieusuwalnym zepsuciu natury ludzkiej, skażeniu, które łaska może jedynie okryć, ukryć, tak jak odchody chowa się w szambie (podobnie fekalne porównania pojawiają się u samego Lutra), przyniosła praktyczne rezultaty w postaci likwidacji, skrócenia i przygaszenia wielu świąt obecnych dotąd w katolickim kalendarzu; antyświątecznej krucjaty, którą do ostatecznego absurdu doprowadzili purytanie. Ludzie, tu nie ma czego świętować! Tu się trzeba wziąć do roboty. Jesteście brudni i śmierdzący, musicie to jakoś ukryć. Otoczyć się rzeczami, dostatkiem – być może on zakryje brud waszej natury, będzie dowodem, że spłynęła na was z niebios łaska.

Nic tak nie napędza kapitalizmu jak odraza ludzi do siebie. To ona napędza przemysł – pragnienie, by przed samym sobą uciec w rozrywkę, schować się w coraz to nowych rzeczach, otoczyć nimi, zakryć przed światem jak wilczym szańcem. I jeśli istnieje dziś jakiś nieformalny alterglobalistyczny sojusz, to jest nim ciche porozumienie ludzi o zdrowym poczuciu własnej wartości. Takich, których nie ma za co złapać żadna z kapitalistycznych macek. Którzy nie szukają ucieczki w podsuwane przez niego kryjówki. Najłatwiej rozpoznać ich po tym, że potrafią świętować.

Pewna stacja radiowa, której lubią słuchać moje dzieci, od początku grudnia nadawała wyłącznie muzykę związaną ze świętami Bożego Narodzenia. Zmieniła repertuar dokładnie w pierwszy dzień świąt. Tak jakby skończyły się one właśnie w momencie, w którym tak naprawdę się zaczęły. Podobnie z wielu sklepów zdążyły zniknąć już wszystkie świąteczne ozdoby, które zalegały na ich wystawach mniej więcej od połowy listopada.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„Filmy na życie. Przewodnik na każdą okazję”: Filmoterapia
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Plus Minus
„Jednorożce. Pojedynek w chmurach”: Zblokowani tęczą
Plus Minus
„Portrety par niezwykłych”: Miłość od pierwszego szkicu
Plus Minus
„Sztuka pięknego życia”: Po prostu życie
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Sabina Pierużek-Nowak: Krwawe konsekwencje. Samice mają walczyć
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay