W cieniu zwarcia największych kandydatów – Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego – trwa, trochę w ukryciu, dramatyczny pojedynek: to walka na śmierć i życie dwójki przyjaciół i polityków z tej samej do niedawna partii: Magdaleny Biejat i Adriana Zandberga. W sondażach lepiej wypada kandydatka Nowej Lewicy, w której znalazła się, nie godząc się z decyzją partii Razem o przejściu do opozycji wobec rządu Donalda Tuska. Biejat zdobywa 5–6 proc. poparcia, Zandberg 1–3 proc. Oboje otrzymują więc tylko tyle, ile obie lewicowe partie wspólnie. Ale przecież nie chodzi o sny o potędze, żadne z nich o prezydenturze poważnie nie myśli.
Co różni partię Razem i Nową Lewicę?
Razem startować musi, mimo że różnic programowych między tą partią a grupą Biejat właściwie nie ma. Ale nie może sobie pozwolić na milczenie, po rozłamie i głośnej stracie pięciu parlamentarzystek w październiku. Różnice dotyczą więc strategii. „Razem nie dopuści do sytuacji, w której jedyną reprezentacją dla ludzi zawiedzionych tym rządem jest Konfederacja i PiS” – mówi Zandberg i trudno mu odmówić racjonalizmu w tej kalkulacji. Pojawia się jednak pytanie, czy „ludzie zawiedzeni” wiedzą o tym, że Razem chce ich reprezentować, i czy tego chcą. Bo w to, że rośnie grupa „zwiedzionych”, szczególnie po lewej stronie – mało kto wątpi. Kampania Razem jest więc intensywna, Adrian Zandberg podróżuje po Polsce i przekonuje, że jest „kandydatem milionów, nie miliarderów”. Po 18 maja będzie to można dokładnie policzyć.
Czytaj więcej
Są wyniki najnowszego sondażu prezydenckiego przygotowanego przez IBRiS dla Onetu.
Biejat prezentuje strategię „soft”. Najlepiej czuje się przy Wiejskiej, hasło ma bardzo pojemne – „Łączy nas więcej” – i deklaruje, że jest gotowa do wzięcia odpowiedzialności za przyszłość i bezpieczeństwo polskich rodzin. To krótki komunikat, który ma pozwolić kandydatce NL na bezkolizyjne przepłynięcie przez kampanię – zarówno we własnej formacji, jak i w rządowej koalicji. Na pytania, które mogłyby ją skonfliktować z polityką rządu, także odpowiada ogólnie i niekonfrontacyjnie. Cel jest bowiem taki, by zagospodarować tych wyborców, którzy nie chcą porzucać koalicji 15 października, ale mają trochę dość prawicowego kursu Donalda Tuska. Jest to strategia równie ryzykowna jak Zandberga: nie wiadomo przecież, ile takich osób jest i na ile są odporne na szantaż wyborów prezydenckich.
Lewica znika w Polsce ze sceny, bo prawicowe wahadło wszędzie wychyla się do maksimum?
A ten jest w 2025 roku wyjątkowo silny – „jeśli nie zagłosujecie na Rafała Trzaskowskiego, to Nawrocki wejdzie do drugiej tury i nie wiadomo, co będzie” – mówią politycy Koalicji Obywatelskiej. Dla NL wartością będzie jednak nawet to, że obecna kandydatka uzyska wynik wyraźnie lepszy niż w poprzednich wyborach Robert Biedroń, którego poparcie na poziomie 2,2 proc. Trzaskowski zjadł na przystawkę i nawet nie zauważył. Takie „soft” podejście wpływa jednak na jej mniejszą motywację i ogólne wrażenie „odpuszczania tematu”.