„Kochał życie” – evergreen wszystkich mów pogrzebowych. Slogan, któremu zdarzało się być przywoływanym nawet podczas ceremonii pożegnalnych samobójców. Bo też jak się nad tym głębiej zastanowić – nie musi tu koniecznie dochodzić do sprzeczności. Można kochać swoje życie, cieszyć się nim, rozkoszować jego urokami, dopóki trwają. A w chwili, gdy dostęp do tych uroków egzystencji zostaje ograniczony lub w ogóle utracony – zwrócić bilet. Podziękować za życie, póki jeszcze jest je za co kochać. Wyznanie miłości do życia w ustach samobójcy nie byłoby więc zdaniem nieprawdziwym, co najwyżej nieprecyzyjnym. Raczej kochał on „żyć”, niż obdarzał miłością życie jako takie. „Kochać życie – pisze w wydanym niedawno po polsku, wspaniałym eseju „Kotwice w Niebie” Rémi Brague – to kochać je również wtedy, gdy jego istnienie zależy od nas. Kochać życie to przekazywać je”.
Dopiero tutaj – nie na wisielczym sznurze, ale w małżeńskim łóżku – rozstrzyga się kwestia miłości do życia jako takiego. Kwestia, we właściwym sensie tego słowa, metafizyczna. Bo oczywiście, otrzaskaliśmy się już w ciągu ostatnich kilku wieków ze wszystkimi antynatalistycznymi pohukiwaniami. „Dawać życie komuś, kto będzie dziedziczył moje nieszczęścia i dolegliwości – nie, na to nigdy nie mogłem przystać. Litość przeszkadza być rodzicielem. Najokrutniejsze słowo jakie znam”. „Przekląłbym się, gdybym został ojcem. Niech moje ciało zginie w całości, niech nikomu nie przekazuję sromoty i tortury istnienia”. Obok Emila Ciorana i Gustava Flauberta, autorów tych słów, moglibyśmy bez trudu ustawić kolejkę podobnie strapionych samą wizją przekazania życia. A wszystkie te jęki i zawodzenia utrzymane są w tym samym tonie.
Czytaj więcej
Jak najwyżej, jak najszybciej, a przede wszystkim na chwałę twórców, nie Stwórcy – tak już się kiedyś budowało. Wcześniej, dużo wcześniej niż w średniowieczu. Spłonęła katedra. Odbudowano wieżę Babel.
Nie przyłożę ręki (czy raczej… no, wiadomo) do powstania nowego życia, ponieważ jestem tak dobry. Tak miłosierny i czuły, że nie zniósłbym wszystkich cierpień ciała i ducha, jakie czekać będą na ludzką istotę na tym złym świecie. Proszę zwrócić uwagę na precyzję w podziale ról. Im więcej dobra w miłosiernym antynataliście, tym więcej zła na zewnątrz niego. W całej tak zwanej, dyskutowanej coraz mocniej również na tych łamach „kwestii demograficznej”, chodzi właśnie o to. O Dobro. O to, gdzie i czym tak naprawdę ono jest.