Gdyby zapytać – dajmy na to – polskiego i belgijskiego murarza (o ile są jeszcze tacy) o to, jaki jest idealny zawód dla ich dzieci, to pewnie ich wybór niespecjalnie by się różnił. Wskazaliby – jak można sądzić – jakąś serialową aktorkę albo znanego piłkarza. Jednak gdyby o to samo zapytać prosperujących biznesmenów, mogłyby się pojawić poważne rozbieżności. Belgijski biznesmen chciałby zapewne, aby jego syn lub córka byli jeszcze większymi biznesmenami, ale polski już niekoniecznie. Bardzo prawdopodobne bowiem, że wśród wymarzonych zawodów dla jego dzieci znaleźliby się: profesor, znany artysta, pisarz, wybitny reżyser, wzięty lekarz – słowem, inteligent pełną gębą.
Skarby duszy
Nie będzie odkrywcze stwierdzenie, że władza opiera się na pieniądzu. Jednak w takim kraju jak Polska, gdzie pieniądz od dawien dawna jest dobrem deficytowym, hierarchia społeczna została zbudowana w odmienny sposób. Nieco upraszczając, miejsce kapitału finansowego zajął u nas kapitał kulturowy. Innymi słowy, bogactwo (czy też raczej ubóstwo) materialne zostało zastąpione bogactwem duchowym ze wszystkimi tego konsekwencjami.
W Polsce pieniądz jest zarówno przedmiotem pożądania, jak i pogardy. Lecz im wyżej jest się w hierarchii społecznej, tym pogarda dla niego jest większa. Po prostu normy kulturowe obowiązujące wśród inteligenckich elit nakazują daleko idący dystans do kwestii materialnych.
Refleksja, że wakacje na Bali nie przynoszą powszechnego uznania – to moment, gdy rodzą się aspiracje
Współczesna inteligencja przypomina tu nieco swoich duchowych – a nierzadko i bezpośrednich – antenatów, szlachtę i ziemiaństwo z dawnej Rzeczypospolitej, którzy byli zdania, że zarabianie pieniędzy jest domeną pospólstwa. Inna sprawa, że protoplaści dzisiejszej inteligencji mogli sobie z przyczyn finansowych pozwolić na taką ocenę. Jednak i teraz przyjmuje się – i to dość powszechnie – że zarabianie to raczej zło konieczne, a prawdziwą pasję w gonitwie za pieniędzmi odkrywają w sobie zwykle jednostki mniej wyrafinowane.
W codziennym życiu objawia się to często niechęcią, z jaką przyjmuje się ostentacyjne manifestowanie bogactwa, uważane (skądinąd słusznie) za brak taktu i ogłady. Po prostu wielkie pieniądze to obciach. Jest w tym twierdzeniu wiele inteligenckich obaw przed utratą symbolicznej władzy na rzecz nienasyconego, brutalnego plebsu. I rzeczywiście, przebudowa hierarchii społecznej i związane z tym zagrożenia są dziś do pewnego stopnia realne.
Co to znaczy, że inteligencja w Polsce posiada władzę? Otóż nie chodzi tu o władzę w potocznym tego słowa rozumieniu, lecz o coś, co w socjologii określa się zwykle mianem pola władzy. Pole władzy zaś to w dużym uproszczeniu miejsce, w którym rozgrywają się najważniejsze konflikty definiujące linie podziałów politycznych i kulturowych oddziałujących potem na całe społeczeństwo. Jest to możliwe dzięki temu, że w polu władzy najważniejsze role odgrywają jednostki, które zdołały zgromadzić wysokie zasoby kapitału – nie tylko ekonomicznego, ale również społecznego i przede wszystkim kulturowego.