Reforma Sądu Najwyższego wynika natomiast z nierozliczenia się sędziów z komunistyczną przeszłością. A utworzenie specjalnej Izby Dyscyplinarnej tłumaczone jest łagodnością kar dla sędziów, którzy sprzeniewierzyli się obowiązującym zasadom. Mowa jest też o reformie Trybunału Konstytucyjnego jako odpowiedzi na nieprawidłowy wybór sędziów za rządów PO–PSL.
Rząd jednocześnie przywołuje, że podobne rozwiązania sprawdzają się w innych krajach UE, m.in. w Niemczech czy Hiszpanii. W dokumencie jest też mowa o kolejnych planowanych reformach polskiej Temidy. Chodzi m.in. o zmiany w kognicji i wyprowadzenie małych spraw poza sądy.
Jednym zdaniem: ani kroku w tył. Jeżeli urzędnicy w Brukseli spodziewali się, że Morawiecki zarysuje pola ustępstw czy korekt, mocno się rozczarują. Obszerne wyjaśnienie reformatorskich motywacji musi im wystarczyć. A to, że wybór członków do nowej kontrowersyjnej KRS nastąpił zaledwie dwa dni przed wizytą premiera w Brukseli, świadczy, że w tej sprawie obóz prawicy nie zamierza prowadzić żadnej gry pozorów.
Uczciwie trzeba dodać, że szukanie kompromisu i pola dla ustępstw jest coraz trudniejsze ze względu na stopień skomplikowania reform i upływający czas. Dziś np. trudno sobie wyobrazić nie tylko polityczne, ale i prawne odkręcenie zmian w TK, skoro od reformy minęły już dwa lata, a Trybunał działa i wydaje wyroki. Trudno też się spodziewać zawrócenia czystki kadry kierowniczej w sądach. Niewzruszona wydaje się też reforma SN, bo wchodzi w życie już na początku kwietnia.
Krótko rzecz ujmując, ten okręt płynie w jedną stronę i trudno oczekiwać zmiany kursu. Do kolizji nie dojdzie tylko wtedy, jeśli swój kurs złagodzi Bruksela. A przynajmniej na razie wydaje się to mało realne.