— Projekt prawnego uregulowania związków partnerskich Ruchu Palikota i SLD dość mechanicznie w ponad 150 ustawach i kodeksach, wszędzie tam, gdzie jest określenie małżeństwo, dopisuje związek partnerski, a gdzie osoba bliska — partnera. Projekt posłów PO jest nieco ostrożniejszy, zmienić chce ok. 50 ustaw. Co pani profesor sądzi o takiej legislacji ?
Prof. Ewa Łętowska:
Wydaje mi się, że przy tym zagadnieniu to nic dziwnego. Sprawa ma kilka aspektów: pierwszy, to przyzwyczajenie obywateli do tematu. W którymś z krajów ustawę o związkach partnerskich udało się uchwalić w jakiejś kompromisowej wersji za piątym podejściem. W związku z tym to mnożenie pomysłów odczytuję nie tyle jako realny zamiar uchwalenia takiej ustawy już dziś, ale chęć oswojenia z samym projektem.
— Sugeruje pani profesor, że projekty te przeznaczone są na odrzucenie, ale czy w takiej sytuacji mają prawo do taryfy ulgowej jeśli chodzi o poziom legislacji ?
— Jeżeli nawet chce się traktować zgłoszenie jakiegoś projektu jako próbę politycznego oswojenia z tematem, to nie należy iść na łatwiznę, nie należy sobie pozwalać na bylejakość legislacyjną. Niezależnie od tego, czy projektodawcy wierzą w to, że uda im się urzeczywistnić projekt czy nie powinni zawsze działać lege artis. A tak nie jest w Polsce. Wiadomo z góry, że pewne projekty się nie udadzą, w związku z tym zgłaszane są tak na rybkę, bez specjalnego starania. I to bardzo psuje całą działalność legislacyjną i osłabia także wartość argumentu politycznego. Jeżeli sami wnioskodawcy nie traktują projektu na serio, to po co takie rzeczy uchwalać? Po co angażować tryb ustawodawczy?. Dlaczego opozycja ma traktować poważnie projekty, jeżeli z góry wiadomo, że są na stracenie? Mam bardzo niechętny stosunek tworzenia atrap projektów ustaw, które mają udawać coś, w co naprawdę nie wierzą ich projektodawcy.