Jest już niestety jasne, że komisji wyborczych dla Polaków za granicą będzie za mało. Polakom zamieszkującym Rosję i Białoruś pozostanie możliwość oddania głosu w stolicach tych państw, a przebywający w Ukrainie tej sposobności nie będą mieli wcale. Działania wojenne w tym ostatnim kraju na pewno uzasadniają ostrożność w organizowaniu miejsc, gdzie mieliby się gromadzić wyborcy. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że naszych rodaków ze Wschodu w dniu nazywanym świętem demokracji pozostawiamy samym sobie.
Czytaj więcej
Polacy mieszkający w Ukrainie nie będą mogli tam głosować, a ci z Białorusi i Rosji – tylko w stolicach tych państw.
Odbija się czkawką decyzja parlamentu z początku roku, gdy postanowiono wykluczyć możliwość korespondencyjnego głosowania Polaków za granicą. Wówczas pisano, że były pewne problemy organizacyjne. I zamiast popracować nad rozwiązaniem tych trudności i usprawnieniem samego procesu, po prostu zrezygnowano z korespondencyjnego głosowania Polonii. I oczywiście nie miało nic do rzeczy to, że polscy emigranci w ostatnich wyborach chętniej oddawali głos na opozycję. Z pewnością nie mogło o to chodzić…
Co gorsza, utworzone poza granicami kraju komisje będą miały ledwie dobę na policzenie głosów i przesłanie wyniku do centrali. Powracają obawy, że komisje nie zdążą i głosy Polonii się zmarnują. Tym bardziej że nie będzie osobnych urn na wybory i referendum. Do jednej urny trafią zarówno głosy na posłów i senatorów, jak i te z odpowiedziami na referendalne pytania. Komisje będą więc miały dwa razy więcej pracy niż zwykle, choć za tę dodatkową robotę nikt im nie zapłaci. Naturalnie nie zwalnia ich to z powinności wytężonej pracy, bo wynik referendum też nie powinien budzić żadnych wątpliwości.
Niemniej już najwyższy czas, by spróbować ustalić zasady pracy komisji. Państwowa Komisja Wyborcza ma tutaj coś do zrobienia. W końcu nie tylko poczekamy dłużej na wyniki, lecz także część głosów może się zmarnować, jeśli nie uda się ich zliczyć w 24 godziny. W pierwszej kolejności należy policzyć głosy w wyborach parlamentarnych, tak aby być pewnym, że się nie przeterminują. Dopiero potem można zająć się referendum. Bo wybory są jednak ważniejsze.