Euro, czyli kotwica bezpieczeństwa

Polska musi konsekwentnie zmierzać do przyjęcia euro. Im bardziej wzburzone morze dookoła, tym bardziej potrzebny jest twardy kurs w kierunku bezpiecznej przystani! – pisze eurodeputowany PO

Publikacja: 18.11.2008 01:04

Red

Polski rachunek korzyści i niewygód związanych z wprowadzeniem euro musi uwzględniać nadzwyczajne kryzysowe okoliczności. Różni się przez to od bilansu dokonanego wcześniej przez Słowenię, Maltę, Cypr i Słowację. Kryzys może być niemiłym wspomnieniem w roku 2012, ale będzie obecny w okresie włączenia złotego do mechanizmu kursowego ERM2, co ma nastąpić już w roku 2009.

[srodtytul]Motywacja rośnie[/srodtytul]

Krótko mówiąc: dzisiaj motywacja rośnie, ale droga do euro się komplikuje. Większa motywacja wynika z doświadczeń trojakiego rodzaju.Po pierwsze są to odgłosy dochodzące spoza strefy euro. Z Islandii, gdzie 75 proc. ludności uwierzyło we wspólną walutę, z Danii, która nie uchroniła się przed spekulacją walutową, a nawet ze Szwecji i z Wielkiej Brytanii. Świadectwo bezradności polityki narodowej i tęsknoty do euro jako kotwicy bezpieczeństwa wiele nam mówi.

Po drugie mamy własne doświadczenie – kraju wrzuconego do wspólnego koszyka z forintem, a nawet ukraińską hrywną. Widzą nas w obszarze wysokiego ryzyka, stosownie potraktowanego przez rynki finansowe pomimo objawów gospodarczego zdrowia.

[wyimek]Przejście na wspólną walutę europejską wydaje się atrakcyjne w czasach masowej turystyki związanej z Mistrzostwami Europy w 2012 roku[/wyimek]

Trzeciego pouczenia dostarcza zademonstrowany niedawno mechanizm decyzyjny Unii Europejskiej. Mianowicie, najpierw spotkanie eurogrupy (plus Wielka Brytania), a potem dopiero szczyt 27 krajów w Brukseli, żyrujący wcześniejsze postanowienia. Zatem decydowano o nas, ale bez nas...

Są to wystarczające powody, by na polską drogę do euro spojrzeć świeżym okiem. Właściwą odpowiedzią na dzisiejsze wyzwania są mapa i kalendarz euro oraz konsekwencja w dochodzeniu do celu. Im bardziej wzburzone morze dookoła, tym bardziej potrzebny jest twardy kurs w kierunku bezpiecznej przystani! Również po to, by wyróżnić się pozytywnie wśród krajów, które – niezasłużenie – wkłada się do polskiego koszyka.

Wiarygodność i zaufanie to najcenniejsze monety w kryzysowym obiegu – w grze o kapitał, inwestycje, czyli technologie i miejsca pracy. Tym bardziej potrzebne, im głębiej sięgnie kryzys sfery realnej i utrudni dotrzymywanie kryteriów z Maastricht. Na szczęście nie zanosi się na ich korektę, czytaj: zaostrzenie.

[srodtytul]Ludzie będą straszeni[/srodtytul]

Teraz dopiero, zwróciwszy uwagę na nadzwyczajne okoliczności roku 2008, mogę przypomnieć katalog spodziewanych korzyści z euro, rutynowo przytaczany w ekonomicznych analizach. Są pośród nich korzyści ludności, w tym wygoda podróżowania i ważniejsza od niej dostępność kredytu dla gospodarstw domowych. Porównanie obecnych stóp procentowych w sferze euro i w Polsce ilustruje zarazem korzyści kredytowe przedsiębiorstw, dla których nie mniej liczy się łatwiejszy dostęp do europejskiego rynku kapitałowego, a przede wszystkim wyeliminowanie ryzyka walutowego i obniżenie kosztów transakcyjnych.

Wreszcie dla budżetu jest to szansa na tańsze finansowanie i mniejsze koszty obsługi zadłużenia.

Patrząc przez okulary zagraniczne, atrakcyjne wydaje się przełączenie na euro w dobie masowych wędrówek związanych z Euro 2012. Lepsze wspomnienia z tej imprezy powinny owocować, przekładając się na atrakcyjność turystyczną kraju.

Sumując spodziewane korzyści – nie należę do zwolenników jednostronnego bilansowania skutków wspólnej waluty. Będą koszty, o których należy uczciwie rozmawiać z ludźmi mającymi przecieki z eurozagranicy, a będą dodatkowo straszeni. Nastąpi detaliczne zaokrąglenie cen, zazwyczaj bardziej odczuwalne dla ludzi, niż mówi statystyka.

Do tego koszty adaptacji systemów informatycznych w firmach i instytucjach oraz przystosowania systemu bankowego. Tyle że Polska może spożytkować drogę prób i błędów pionierów euro z Europy Środkowo-Wschodniej, zwłaszcza ze Słowenii i Słowacji, by zminimalizować koszty i problemy.

[srodtytul]Fala demagogii[/srodtytul]

Nie można niestety liczyć na rzetelną debatę na temat euro, a zwłaszcza na pożądaną, ponadpartyjnie uzgodnioną mapę drogową. Chociaż cel jest narodowy, a nie rządowy. PiS w zbyt wielkim stopniu staje się zakładnikiem Radia Maryja, by wyrzec się tej opozycyjnej szansy. Jeśli politycznym warunkiem utorowania drogi do nowelizacji art. 227 konstytucji będzie referendum, trzeba wkalkulować nadzwyczajną falę demagogii. Taką, jaka zalała Polskę w okresie referendum akcesyjnego. Trudno, chyba nie ma innej drogi.

Na zakończenie powtarzam z całą mocą, że wybieramy się do strefy euro w nadzwyczajnych okolicznościach, gdy rośnie zapotrzebowanie na polityczną odpowiedzialność i rosną koszty politycznej awantury. Wytyczenie kalendarium euro i konsekwentne zmierzanie do celu należy dziś do narzędzi zarządzania antykryzysowego – zarówno w sferze gospodarczej, jak i w sferze psychologii zbiorowej oraz wiarygodności kraju.

[i]Autor jest ekonomistą i politykiem, trzykrotnym posłem na Sejm, byłym ministrem przekształceń własnościowych, eurodeputowanym Platformy Obywatelskiej[/i]

Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Niemcy, mocarstwo z trzema dywizjami
felietony
Europa wraca do oświeconego absolutyzmu
analizy
Estera Flieger: Donald Tusk wolałby koalicję z Konfederacją?
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wojna handlowa Trumpa. Samobój Ameryki
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Prima aprilis, czyli dzień kłamstwa. A gdyby tak zorganizować dzień prawdy?