Znakomity historyk prof. Andrzej Nowak powiada w niedawnym „Plusie Minusie”, że Karol Nawrocki powinien zwyciężyć w wyborach prezydenckich różnicą miliona głosów. Wybory odbędą się tuż przed połową rozpoczynającego się właśnie roku i nic dziwnego, że takie życzenia rozgrzewają serce profesora i rzeszy bliskich mu zwolenników PiS.
Mają do tego prawo, w sylwestrową noc każdy będzie roił o tym, co najbliższe duszy: królewna Śnieżka pognębi złą macochę, Kopciuszek odnajdzie królewicza, a ubogiemu rybakowi złota rybka przyniesie wymarzony majątek. Nowy rok jest jeszcze niezapisaną kartą i kiedyż jak nie u jego zarania mamy wierzyć, że to właśnie nasze nadzieje nakreślą słowa, które już za rok będą chłodną kroniką dziejów.
Co oznaczałoby zwycięstwo Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich
Popatrzmy jednak, co oznaczałoby dla Polski ziszczenie się marzenia profesora. Niemożność uchwalania ustaw, bo prezydent – wzorem poprzednika – będzie odmawiał podpisu. Odwracanie się tyłem od Unii i „zdeprawowanego” Zachodu. Paraliżującą walkę między pałacem prezydenckim a rządowym, rosnące zmęczenie i rozgoryczenie wszystkich zainteresowanych, które skłania do czynów gwałtownych.
Czytaj więcej
Tak jak wyniki wewnętrznych wyborów mogą zdecydować o kształcie sceny politycznej w wieloletniej perspektywie, tak i wybory prezydenckie wpłyną na poszczególne partie oraz pozycję ich liderów.
Więc jeśli nie tak, to może życzyć spełnienia marzenia jednoczącego wszystkich: pokoju w Ukrainie. Oczywiście, niech wreszcie ucichnie zgiełk bitewny, niech śmierć w okopach przestanie zbierać swoje żniwo! Ale jeśli ma się to stać wedle recepty amerykańskiego prezydenta elekta, który obiecał zakończyć wojnę w jeden dzień, to wkrótce zobaczymy rosyjskie czołgi nad Sanem i Bugiem. Wystarczy przecież wstrzymać pomoc dla Ukrainy, narzucić jej podległość Putinowi i natychmiast stanie się pokój. Ale jeśli chcemy ocalić niepodległość naszego sąsiada i sprawić, by Warszawa nie stała się najbliższym celem agresji ze wschodu, to musimy – wraz z innymi państwami NATO – wzmóc pomoc wojskową, przyznać, że za mało uczyniliśmy dla Ukrainy w minionych latach, A to oznacza – przypominając Churchilla – „pot, krew i łzy”. Bo ona wciąż walczy za nas.