W zeszły czwartek zakończyła się konwencja wyborcza Partii Demokratycznej. Każdy, kto oglądał chociaż fragmenty tego przedstawienia, widział olbrzymią pompę i rozmach. To normalne. Amerykańskie konwencje dwóch największych partii to zawsze olbrzymi show. Taki festiwal Open’er, ale skierowany do ludzi, którzy udzielali się w samorządzie uczniowskim. Są znani celebryci, politycy, no i oczy całej Ameryki.
Te czterodniowe imprezy mają na celu kilka rzeczy: zmobilizować swoich wyborców, przedstawić światu program wyborczy i kandydata na prezydenta, oraz spróbować przekonać do siebie ważną część amerykańskiego elektoratu, czyli ok. 10 proc. wyborców niezależnych. Pytanie, w jakim stopniu udało się to demokratom; jakie wnioski można wyciągnąć po czterodniowej konwencji?
Partia Demokratyczna skręciła ku centrum
Po pierwsze, demokraci skręcają do centrum. Cztery lata temu ich kampania koncentrowała się na polityce tożsamościowej. Zabójstwo Georga Floyda stało się katalizatorem ogólnokrajowych protestów przeciwko rasizmowi i brutalności policji wobec czarnoskórych Amerykanów. Aktywiści Black Lives Matter zdominowali polityczną agendę partii, a radykalne postulaty, takie jak defundacja policji, stały się wszechobecne w lewicowym dyskursie politycznym w 2020 roku. Wielu obserwatorom wydawało się, że przekaz demokratów nie odzwierciedlał trosk i problemów normalnych Amerykanów, ale garstki najbardziej lewicowych (i najgłośniejszych) kont na Twitterze. Odbijało się to w sondażach.
Czytaj więcej
W trzy tygodnie po rozpoczęciu kampanii kandydatka demokratów zaczyna prowadzić w sondażach. To stawia jej rywala w niepewnej sytuacji.
Ubiegłotygodniowa konwencja pokazuje, że demokraci odrobili zadanie domowe. Podczas konwencji nie było mowy o defundacji policji, natomiast głos zabrało dwóch szeryfów. Wielu komentatorów przewidywało, że konwencje mogą zdominować protesty lewicowej flanki tej partii, która domagała się zaprzestania proizraelskiej polityki tej partii oraz Stanów Zjednoczonych. Zapowiadano masowe protesty na ulicach Chicago (miało być 40 tys. ludzi). Protesty były, ale nieliczne (ok. 4 tys. osób), a Partia Demokratyczna nie udzieliła im głosu.