To dzięki reakcji ośrodka prezydenckiego mogliśmy zrozumieć grę dotyczącą niemieckich patriotów. Bo choć prezydencki minister Paweł Szrot zapewnia w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że Andrzej Duda jest w stałym kontakcie z wicepremierem Błaszczakiem, podkreśla: – Pan prezydent popiera propozycje, które mają prowadzić do zwiększenia bezpieczeństwa Polski.
Wniosek z tego płynie prosty: niemieckie patrioty mają chronić Polskę, a nie jechać do Ukrainy. To pokazuje na pewne napięcie, które rysuje się na linii Pałac Prezydencki–rząd.
Zaskoczenie ośrodka prezydenckiego może być tym większe, że w poniedziałek szef MON Mariusz Błaszczak ogłosił, że z satysfakcją przyjmuje propozycję swej niemieckiej odpowiedniczki, by rozmieścić patrioty w Polsce. Entuzjastą tego pomysłu nie był jednak Jarosław Kaczyński. We środę po południu PAP opublikował z nim rozmowę, w której zaproponował, by patrioty, zamiast trafić do Polski, zostały przekazane Ukrainie. Kilka godzin później szef MON wysłał pismo do niemieckich władz oraz ogłosił na Twitterze, że Polska chce, by niemieckie baterie patriotów trafiły do Ukrainy.
Czytaj więcej
Szef MON proponuje, aby Niemcy swoje baterie Patriot przekazali na Ukrainę, a nie do Polski. Spór o rozmieszczenie baterii Patriot zaognił relacje z Niemcami, ale pomiędzy MON, a Pałacem Prezydenckim.
Niemcy nie miały ochoty podarować Polsce swoich baterii, lecz przesunąć je z własnymi załogami na terytorium naszego kraju, by broniły polskiego nieba. PiS potraktował tę propozycję jako prezent, który postanowił podać dalej. Chodziło o to, by propozycję odrzucić, ale by winę za to zrzucić na Niemców. Polska wychodzi na dobrego wujka, który chciałby ofiarować przyjacielowi Niderlandy, ale oto naszemu pięknemu gestowi sprzeciwiają się Niemcy. I tak się właśnie stało, bo we czwartek po południu niemiecka minister obrony narodowej oświadczyła, że nie ma możliwości przesłania patriotów poza terytorium NATO.