Sytuacja zaczyna przypominać wojnę pozycyjną. Straż Graniczna stara się blokować przekraczanie przez uchodźców pasa terenu zamkniętego stanem wyjątkowym, niektórym udaje się jednak przedostać przez las i bagna. A jeśli aktywiści z organizacji pozarządowych zdążą – kolejnej grupie zostanie podana gorąca herbata, zapisane imiona i narodowość, policzone dzieci.
Kiedy na miejscu pojawia się Straż Graniczna, przejmuje uchodźców i wywozi. To kluczowy moment: decyzja, która zapada w tej chwili, może stanowić o życiu lub śmierci. Uchodźcy trafiają z powrotem na granicę albo – jeśli mają szczęście – do ośrodka czy szpitala.
Metody stosowane na granicy nie są wymysłem wojskowych jastrzębi. Odpowiadają za nie cywilni, ubrani w garnitury ministrowie PiS.
Tak jak dwie noce temu: „Grupa Kurdów: dwie panie, pięciu panów, troje małych dzieci: 2, 4, 5 lat – opisują aktywiści Ocalenia. – Są przemoczeni, wykończeni i w złym stanie, jedna osoba nie może już wstać. Od sześciu dni nic nie jedli i nie pili. Gdy dajemy im jedzenie, wymiotują. Dzieci są tak przemarznięte, że nie ma z nimi kontaktu. Najmłodsze ma porażenie mózgowe i epilepsję, od sześciu dni nie dostaje leków. Ledwo oddycha. Straż jest na miejscu. Twierdzi, że pozwoli im jechać do szpitala. Pakują osoby i rzeczy do dwóch samochodów i odjeżdżają. (...) Update2: Kurdowie właśnie się skontaktowali. Straż Graniczna wywiozła ich do lasu: pięcioro dorosłych i dziecko. Resztę pozwolili zabrać do szpitala. W końcu, jak mówili, nie są bezduszni. Skazują na śmierć tylko wybrane dzieci".
W czwartek, w sejmowej debacie o przedłużeniu stanu wyjątkowego, bezradność opozycji, której posłom dano 30 sekund na wypowiedź, została skonfrontowana z bezwzględnością władzy. „No lewactwo, ręka w górę, kto przyjmie pod swój dach zboczeńca, który gwałcił krowę albo kobyłę?" – pytał z sejmowej mównicy poseł Piotr Kaleta (PiS), wiceprzewodniczący komisji spraw wewnętrznych i administracji. Tłumaczył mediom, że przy okazji takiej debaty „rzeczywiście pojawiły się emocje, co jest ludzkie".