Analityk i wizjoner

Dzięki takim myślicielom lepiej można było się przysposobić na chwilę wielkiego przełomu 1989 roku – Mirosława Dzielskiego przed 25. rocznicą jego śmierci wspomina były senator i prezes TK.

Publikacja: 09.10.2014 02:13

Los zetknął mnie z Mirosławem Dzielskim jeszcze w czasie karnawału „Solidarności". Obaj pełniliśmy funkcje rzeczników komitetów regionalnych – on w Małopolsce, ja w sąsiednim Świętokrzyskiem; zdarzały się więc liczne okazje, by zamienić choć parę słów, ale miałem przyjemność bliżej go poznać kilka lat później w trakcie półlegalnego sympozjum organizowanego w początkach maja 1985 r. w Częstochowie przez państwa Pruszyńskich z Krakowa pod hasłem „Ku cywilizacji miłości".

Nie pamiętam już tematyki tamtego spotkania, ale w żywej pamięci mam ciągle jeszcze „nocną Polaków rozmowę" z Mirosławem Dzielskim i Tadeuszem Syryjczykiem po dziennych obradach. Zamknęliśmy się wówczas w pokoju hotelowym dla pielgrzymów jasnogórskich po to, by przeanalizować spokojnie sytuację, a może coś wspólnie także postanowić. Alkoholu wówczas się w ogóle nie pijało – nie było go więc tam ze względu na miejsce.

Towarzystwa gospodarcze

Władza trochę już wówczas odpuszczała, może lepiej się to czuło w Krakowie niż w moich Kielcach, ale przyszłość nie rysowała się wówczas różowo – szczególnie dla takich jak my. Ferment umysłowy jednak nie ustawał. Dzielski i Syryjczyk tworzyli już wówczas Krakowskie Towarzystwo Gospodarcze, nie pamiętam co prawda, na jakim etapie organizacyjnym było ono wówczas, ale uderzała mnie prostota samego pomysłu.

Punktem wyjścia ich rozumowania była konstatacja, że „komuna" była totalnym zaprzeczeniem całego dotychczasowego europejskiego dorobku cywilizacyjnego, a jeśli tak, to trzeba uporządkować najpierw przedpole i zapytać, co jest w tym dorobku najistotniejsze. W Europie biją trzy źródła: Grecja to paradygmat prawdy i piękna, ale także prefiguracja Boga-człowieka, która ujrzy swą pełnię w chrześcijaństwie, zrodzonym na styku Grecji i Starego Testamentu. Trzecie źródło to Rzym z niezwykle subtelną kulturą prawną i rozwiniętą państwowością.

O ile dwa pierwsze wątki jawiły się niejako z siłą oczywistości i znajdowały zawsze swoich instytucjonalnych obrońców (uniwersytety i Kościół), o tyle Rzym w świadomości powszechnej w naszym i tak najweselszym baraku trudno było porównać nawet z ruinami Koloseum. Co to jest własność w rozumieniu prawa rzymskiego, rozumieli może jeszcze tylko chłopi, i to obywatelsko ukształtowani przed wojną, o zasadach municypium milczały zgodnie wszystkie podręczniki akademickie tamtego czasu, demokracja była marzeniem ściętej głowy.

Co w tej sytuacji trzeba czynić? Trzeba najpierw mozolnie odbudowywać wiedzę o najważniejszych elementach cywilizacji zachodniej i co najważniejsze – utrwalać ich świadomość w praktycznym działaniu. Stąd idea towarzystw gospodarczych, w których chodziło oczywiście o biznes, a także o nowe rozumienie wolności i wspólnotę działania. Przyznam szczerze, że dopiero wówczas dojrzałem konieczność rozpoczęcia prac nad odbudową samorządu terytorialnego, którego idea pojawiła się co prawda w programie I Zjazdu „Solidarności", ale na co dzień umykała mi z pola widzenia.

Wykład w katedrze

Mirosław Dzielski był wizjonerem, ale obdarzonym niezwykłym darem przystępnego i dowcipnego opisu rzeczywistości. Nie da się zapomnieć jego wykładu w katedrze kieleckiej jakiś czas później, w trakcie którego opisywał barwnie życie w PRL, porównując je do zmagań hord łowiecko-zbierackich.

Nie sądzę, by mury tej pięknej, wiekowej świątyni widziały wcześniej coś podobnego, a na pewno zanosiły się śmiechem w duchu na równi ze zgromadzonymi tam uczestnikami duszpasterstwa robotników, którzy doświadczali może najpełniej dobrodziejstw realnego socjalizmu.

Nikt chyba w połowie lat 80. nie spodziewał się tak gwałtownego przyspieszenia historii z końcem tamtej dekady. Ale dzięki m.in. takim myślicielom jak Dzielski lepiej można było się przynajmniej intelektualnie przysposobić na chwilę wielkiego przełomu. Precyzyjnie określić miejsce, w którym znalazła się Polska po „Solidarności", i ruszyć w założonym kierunku natychmiast, kiedy tylko stało się to możliwe. Dla mojego kręgu oznaczało to zarówno odbudowę gospodarki rynkowej, jak i budowę nowego państwa, koniecznie z uwzględnieniem samorządu terytorialnego.

Jeszcze przed przełomem założyliśmy w Kielcach bliźniacze Towarzystwo Gospodarcze Staropolskie, a niebawem samorząd stał się główną pasją mojego życia publicznego i zawodowego.

Los zetknął mnie z Mirosławem Dzielskim jeszcze w czasie karnawału „Solidarności". Obaj pełniliśmy funkcje rzeczników komitetów regionalnych – on w Małopolsce, ja w sąsiednim Świętokrzyskiem; zdarzały się więc liczne okazje, by zamienić choć parę słów, ale miałem przyjemność bliżej go poznać kilka lat później w trakcie półlegalnego sympozjum organizowanego w początkach maja 1985 r. w Częstochowie przez państwa Pruszyńskich z Krakowa pod hasłem „Ku cywilizacji miłości".

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa