Ostatnie tygodnie przyniosły w Polsce zamieszanie medialne wokół inflacji. Lont podpalił poseł Krzysztof Brejza, nadając rozgłos swojej interwencji poselskiej, w której wypytuje prezesa Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) o zmiany metodologii liczenia „współczynnika" inflacji. Pod tweetem posła rozgorzała dyskusja, w której m.in. dwóch znanych ekonomistów wyrażało wątpliwości, co do wiarygodności danych o inflacji przedstawianych przez GUS.
Wrażliwy wskaźnik
GUS i inne krajowe urzędy statystyczne w Europie są częstym i łatwym celem ataków. Urzędy są do pewnego stopnia bezradne, bo mało kto ma ochotę na merytoryczną dyskusję. Często konkluzją „polemiki" ze statystką publiczną jest przytaczanie dowcipów o średnio trzech nogach właściciela psa i psa lub o największym kłamstwie, jakim ma być statystyka. W ostatnich dwunastu miesiącach uczynili to nawet dwaj stali felietoniści „Rzeczpospolitej".
W latach 90. XX wieku na ogół mało przychylny wszelkiej władzy związek zawodowy OPZZ kwestionował wysokość wskaźnika inflacji konsumenckiej. Wówczas GUS zaproponował mu uczestnictwo w badaniu zmian cen. Po dwóch miesiącach od dopuszczenia związkowców do prac nad wskaźnikiem inflacji ci podziękowali pracownikom GUS za rzetelne jej obliczanie i nie zgłaszali więcej zastrzeżeń. Byli pod wrażeniem rozmachu i kompletności badania.
Kiedy na początku transformacji gospodarczej w latach 90. jako osoba odpowiedzialna za statystykę publiczną zajmowałem się kuchnią liczenia inflacji, doszedłem do wniosku, że jest to najbardziej wiarygodna dziedzina statystyki w Polsce. Leszek Balcerowicz, ówczesny wicepremier i minister finansów, całkiem słusznie w najgorętszym okresie wprowadzania pakietu reform zażyczył sobie początkowo obliczania wskaźnika inflacji w cyklu tygodniowym, późnej dekadowym. GUS otrzymał wówczas wsparcie od Eurostatu.
Reżim w liczeniu zmian cen narzucony w latach 90. utrzymuje się do dziś. Zmieniła się rzeczywistość gospodarcza, zmieniły się też niektóre metody pracy GUS. Dzięki rozwojowi technik informatycznych wiele dużych organizacji gospodarczych (np. niektóre sieci handlowe i ubezpieczyciele) przekazuje bezpośrednio do GUS raporty z cenami dóbr i usług.