W zeszłym tygodniu cena złota pobiła rekordy i od początku roku wzrosła o mniej więcej jedną trzecią, a w ostatnim miesiącu podobny skok zanotowała cena srebra. Takie zjawiska zawsze oznaczają, że inwestorzy obawiają się jakichś nieznanych, a niebezpiecznych zjawisk i lokują pieniądze w najbardziej pewne instrumenty.
Te zjawiska nie mogą być zaskoczeniem, bo – podobnie jak po krachu z 2008 r. – cena metali szlachetnych jest głównie napędzana przez banki centralne świata. Luzowanie ilościowe (QE), czyli nabywanie przez banki centralne ogromnych ilości papierów wartościowych na rynkach wtórnych, ma za zadania zachęcać banki komercyjne do zwiększenia akcji kredytowej. Większa podaż kredytu jest w istocie rzeczy zwiększeniem emisji pieniądza, bo pieniądzem jest wszystko za pomocą czego można nabywać dobra i usługi. Z kolei wyższa podaż pieniądza stwarza zagrożenie inflacyjne. Niemniej fala QE zastosowana przez amerykański Fed i EBC po roku 2008 nie spowodowała istotnego wzrostu cen ani w USA, ani w strefie euro, bo spowodować go nie mogła.