Przewidziane na realizację zadań środki w wysokości 65 mld zł (w wersji optymistycznej o 24 mld zł więcej) zmniejszą tempo budów drogowych.
Nie będą zadowoleni kierowcy, którzy do 2020 roku mieliby otrzymać 307 km brakujących nam jeszcze autostrad (A1 Tuszyn – Pyrzowice i A2 Warszawa – granica wschodnia) oraz – w wersji pesymistycznej – około 830 km dróg ekspresowych, a w wersji optymistycznej dodatkowo 70 km południowej jezdni autostrady A18 Olszyna – Golnice i około 430 km ekspresówek. Powstałyby także 34 obwodnice.
Zbudowanie 1500 km dróg w siedem lat, kiedy Platforma Obywatelska kończy czteroletnie rządy umowami na budowę niemal 2 tys. km, nie jest wysiłkiem adekwatnym do potrzeb gospodarki i obywateli.
Zadowolone nie będą firmy budownictwa drogowego. Średnioroczne wydatki inwestycyjne spadną bowiem do 13 mld zł, podczas gdy w obecnej perspektywie wynoszą 19 mld zł, a co najważniejsze – urosły w tym roku aż do niemal 30 mld zł.
Firmy będą więc musiały szukać zleceń na rynku kolejowym, energetycznym czy inwestycji komunalnych oraz starać się zaistnieć na rynkach wschodnich, zwłaszcza rosyjskim, gdzie należy spodziewać się dużych nakładów inwestycyjnych. Będą także sięgać na rodzimym rynku po drobne kontrakty na utrzymanie czy budowę dróg gminnych i powiatowych, co będzie odbierać chleb firmom małym, z których część może na skutek tego popaść w poważne tarapaty.