Wcześniej mieliśmy związane ręce umową, która zabraniała nam wykorzystywać sieci PP do takiej działalności bez zgody mniejszościowego partnera w spółce ubezpieczeniowej. Ten się oczywiście na to nie zgadzał. Poprzednie zarządy próbowały wycofać się z tej współpracy, mi udało się postawić kropkę nad i. Krowę trzeba doić tak by nie padła. Czas dojenia Poczty Polskiej się skończył. Wszyscy narzekają na wyniki spółki, ale gdyby znaczna cześć przychodów generowanych za pomocą sieci Poczty Polskiej, w spółce zostawała, jej wyniki byłyby dużo lepsze.
Macie więcej tego typu irracjonalnych umów?
Zapewne. Tylko z bankiem pocztowym mieliśmy około 400 umów regulujących zasady współpracy. Im większy bałagan tym większa szansa na zrealizowanie czyichś partykularnych interesów.
Praktycznie wszystkie umowy, regulacje, zapisy których stroną jest Poczta Polska wymagają zmian. Najstarsze obowiązują jeszcze od 1953 roku. Te zmiany, które przechodzi obecnie Poczta Polska, inne przedsiębiorstw państwowe przechodziły na początku lat 90. Rynek i pojawiająca sie konkurencja wymusiły zmiany na Poczcie. Wcześniej takiej presji nie było.
Przez wiele lat kierownictwo PP pochodziło z nominacji politycznych. Nikomu się tu krzywda nie działa. Jak zmieniała się władza, dotychczasowy kierownik zostawał głównym specjalistą z niezmienionym wynagrodzeniem i czekał na kolejne wybory.
Będą kolejne zwolnienia?
Tego wykluczyć nie można. W tym roku zakończyliśmy program dobrowolnych odejść z którego skorzystało 2,3 tys. osób. Był to pierwszy tego typu program w historii Poczty. Jest to zresztą jak się wydaje najmniej dotkliwy społecznie sposób zmniejszania zatrudnienia w restrukturyzowanych spółkach.
Na razie rozmaimy ze związkami zawodowymi w sprawie zmiany układu zbiorowego pracy, tak by można było premiować wyniki, m.in. przez wprowadzanie prowizyjnego sytemu wynagrodzeń.
Ta dyskusja trwa od roku.
Tak. Są dwa warianty. Albo dojdziemy w końcu do jakiejś konkluzji, albo zrobimy to co swego czasu zrobił Andrzej Klesyk w PZU – wypowiemy układ zbiorowy i będziemy negocjować nowy.
Co jeszcze jest do zrobienia?
Wszystko. Przeprowadzamy remont generalny. Wszystko było „dobrze" dopóki rynek nie wymuszał zmian. Teraz widać ich nieuchronność. Rynek , czy nam się to podoba czy nie, otwiera się od 1 stycznia.
W Poczcie Polskiej komputery nie były zmieniane od kilku lat, pracownicy potrzebują nowego sprzętu by sprawnie obsługiwać klientów. Potrzebują laptopów i tabletów by wychodzić do klienta, podpisywać umowy u niego, a nie w placówkach. Do 2015 roku wydamy ok. 1 mld zł na inwestycje.
Za kilka lat klient nie będzie miał po co przychodzić do placówki, to listonosze będą przychodzić do klienta do domu, głownie z paczkami, bo rynek zakupów w Internecie będzie się rozwijać.
Chcemy zachęcić też sporą rzeszę emerytów i rencistów do założenia konta w baku pocztowym. Dostaną kartę bankomatową, ale jeżeli będą chcieli listonosz przyniesie im do domu np. 200 zł wraz z wyciągiem z konta.
Będzie likwidacja kolejnych placówek?
To na czym nam zależy to modernizacja sieci. W czasach, kiedy większość usług będzie świadczona Internecie lub u klienta w domu, nie będą nam potrzebne olbrzymie placówki z jeszcze większymi zapleczami. Potrzebne będą miejsca obsługi 24 godzinnej, gdzie klient mając kod sms będzie mógł sam odebrać przesyłkę. Sieć placówek pocztowych w całym kraju jest jedną z większych wartości Poczty Polskiej dlatego musimy wygenerować taki rodzaj usług, które przyciągną do nas nowych klientów. Możemy do nich dotrzeć, póki jeszcze do tych placówek przychodzą.
Ma pan poczucie niedosytu, przeświadczenie, że zmiany idą zbyt wolno?
Osoba, która zarządza taką firmą jak Poczta Polska musi być zorientowana na przyszłość a nie na przeszłość. Na rynku nie ma drugiej takiej firmy jak Poczta Polska, w związku z powyższym nie ma żadnego punktu odniesienia dla naszych działań. Tempo jakie sobie narzuciliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat jest bardzo szybkie, zdaję sobie sprawę, że zapóźnienie z ostatnich 20 lat jest przeogromne.
Zdaję sobie też sprawę, że restrukturyzacja niesie za sobą dramatyczną rzecz jaką jest utrata miejsc pracy wielu ludzi, którzy często przepracowali na poczcie całe swoje życie. W czasach kryzysu, zwłaszcza w małych miejscowościach jest stosunkowo mała szansa, że te osoby odnajdą się na rynku pracy. Stąd walka o dochód, który w znacznej mierze przeznaczamy na szkolenia w ludzi.
Straszna odpowiedzialność. Nie czuje się Pan sfrustrowany?
Wręcz odwrotnie. Nie ma większego wyzwania niż restrukturyzacja takiej firmy, ze świadomością, że jak się powiedzie 90 tys. osób zatrudnionych na Poczcie utrzyma swoje posady. Nie ma gwarancji jak Poczta Polska będzie wyglądała za kilka czy kilkanaście lat, ale to chyba obecnie najciekawszy projekt restrukturyzacyjny w Europie.
Przymierzacie się do prywatyzacji?
Jesteśmy w trakcie przygotowań, ale wejście na giełdę nie jest celem samym w sobie. Musimy być na tyle zrestrukturyzowani by pokazać inwestorom stabilny wynik. Na razie myślenie o debiucie jest nieporozumieniem i ja się pod tym nie podpiszę, bo nie będę mógł stanąć przed inwestorami i powiedzieć patrząc im prosto w oczy że wynik, bo to się liczy dla inwestora, będzie taki a nie inny. Wciąż ryzyko jest zbyt duże. Myślę, że będziemy gotowi w perspektywie 2-3 lat.
Jak będzie wynik spółki tym roku?
Wszystko wskazuje na to, że będzie dodatni mimo trudnej sytuacji rynkowej wynikającej z mocno spadającej korespondencji listowej oraz sporych inwestycji. Maksymalizacja zysku nigdy nie będzie naszym celem, nawet jak wejdziemy na giełdę. Uważam, że po prywatyzacji pakiet kontrolny akcji powinien pozostać w rekach Skarbu Państwa, resztą pójść do inwestorów indywidualnych. To nie jest spółka dla inwestora strategicznego, który będzie oczekiwał dużego zwrotu w krótkim okresie czasu.
Jerzy Jóźkowiak: Poczta Polska musi przebudowywać profil funkcjonowania