Po exposé: bez przełomu w sprawie euro

Odwlekanie dyskusji i decyzji o przystąpieniu do strefy euro zwiększa wyraźnie ryzyko erozji dorobku transformacji, gdyż brak jest zewnętrznego mechanizmu instytucjonalnego pozwalającego zakotwiczyć proces reform – dotychczasowych i przyszłych. Oznacza to zarazem obniżanie politycznego i ekonomicznego bezpieczeństwa kraju. W tej bardzo ważnej kwestii exposé mocno rozczarowało – pisze były członek Rady Polityki Pieniężnej.

Publikacja: 02.10.2014 11:01

Po exposé: bez przełomu w sprawie euro

Foto: Fotorzepa, Małgorzata Pstrągowska Mał Małgorzata Pstrągowska

Red

Jeszcze kilka lat temu ogólny, prorynkowy kierunek transformacji wydawał się w Polsce niezagrożony. Chociaż w trakcie kolejnych kampanii przedwyborczych różne partie zgłaszały dosyć radykalne postulaty, które – jeśli zostałyby zrealizowane – oznaczałyby odwrócenie lub w każdym razie wyraźne spowolnienie procesu transformacji, to jednak po zmianie władzy kontynuowały one podstawowy kierunek zmian systemowych.

Dla ekonomistów było to miłym zaskoczeniem, ponieważ sugerowało, że racjonalność ekonomiczna i myślenie propaństwowe zwyciężają z krótkowzrocznym interesem polityków. W konsekwencji wydawało się, że nie grozi już nam demontaż z trudem stworzonych instytucji gospodarki rynkowej i że proces transformacji jest w zasadzie nieodwracalny. Wydawało się też, że osiągnęliśmy korzystny punkt na krzywej obrazującej wymienność między regułami i elastycznością dostosowań gospodarki. Pozwoliło to gospodarce znaleźć się na bezpiecznej trajektorii wzrostu, na której nie dochodziło do dłuższych okresów, w których płace realne rosłyby szybciej niż wydajność pracy, nie doszło do nadmiernej polaryzacji dochodów, deficyt strukturalny i dług publiczny były względnie stabilne w relacji do PKB, a stabilność finansowa była zachowana dzięki dobrze działającemu nadzorowi bankowemu.

Zaskakujące jest więc to, że obecnie ryzyko odwrócenia procesu transformacji jest dużo większe, mimo że właśnie w okresie obecnego kryzysu światowego relatywna pozycja gospodarcza Polski uległa bardzo wyraźnemu wzmocnieniu zarówno w stosunku do krajów Europy Zachodniej, jak i Węgier oraz Czech. Możliwe są następujące wyjaśnienia tego paradoksu:

a) ?światowy kryzys dotyczy nie tylko gospodarki, ale i ekonomii jako nauki. Powoduje to, że politycy nie obawiają się prezentować poglądów, które niedawno byłyby traktowane jak herezje,

b) ?syndrom zielonej wyspy, który przy braku bardziej precyzyjnej diagnozy dotyczącej relatywnego znaczenia jego źródeł prowadzi do pychy, a w każdym razie do niebezpiecznego samozadowolenia,

Przystąpienie do strefy euro jest najlepszym krokiem, jeśli chcemy skutecznie wspierać prozachodnie aspiracje Ukrainy

c) ?brak nadrzędnego, strategicznego celu, szczególnie w warunkach kryzysu strefy euro. Kryzys ten powoduje, że organy UE są mniej wiarygodne w dyscyplinowaniu państw członkowskich w zakresie utrzymywania ładu instytucjonalnego. Pojawiło się ryzyko demontażu lub osłabienia nie tylko instytucji gospodarki rynkowej (OFE, „polonizacja banków", ryzyko upolitycznienia NBP), ale także instytucji kluczowych dla utrzymania demokracji (Węgry pod rządami V. Orbana).

Ukraina – kluczowy argument

Drugim, obok instytucjonalnego zakotwiczenia reform i demokracji, nowym kluczowym argumentem za przystąpieniem do strefy euro jest kryzys ukraiński. Unaocznia on znaczenie bezpieczeństwa politycznego i nadaje nowy wymiar dyskusji związanej z suwerennością ekonomiczną (która właściwie jeszcze się nie rozpoczęła). Dla ekonomistów pojawia się bardzo trudne i bardzo ważne zadanie: jak porównać koszt wzrostu bezpieczeństwa politycznego i ekonomicznego (o pewną umowną jednostkę) dokonujący się przez silniejsze zaangażowanie się w proces integracji europejskiej (znalezienie się w jej centrum) bądź też przez zwiększenie wydatków na obronność. Inne ważne pytanie dotyczy tego, czy i w jakim stopniu bezpieczeństwo wynikające z członkostwa w strefie euro może być substytutem postępu w zakresie bezpieczeństwa energetycznego. Przystąpienie do strefy euro jest też najlepszym krokiem, jeśli chcemy skutecznie wspierać prozachodnie aspiracje Ukrainy. Niestety, żadne z tych strategicznych pytań nie znalazło się we wczorajszym exposé.

Strategiczna kwestia euro przegrała z bieżącymi problemami i została po raz kolejny odsunięta na nieokreśloną bliżej przyszłość

Te nowe, bardzo istotne argumenty w niewielkim stopniu wpłynęły na myślenie ekonomistów i polityków. Poszukując odpowiedzi, dlaczego tak się stało, warto zaproponować następującą klasyfikację ich postaw wobec euro: a) przeciwnicy członkostwa nie tylko w strefie euro, ale także w samej Unii Europejskiej; b) przeciwnicy wstępowania kiedykolwiek do strefy euro („suwerenni autonomiści"); c) umiarkowani przeciwnicy (w przyszłości tak, ale najpierw trzeba wzmocnić konkurencyjność gospodarki i zaczekać na wzrost poparcia społecznego w sondażach); d) nieokreśleni (unikają wypowiadania się w tej kwestii, wśród nich kilku najbardziej znanych polskich ekonomistów); e) pozorni (rzekomi) zwolennicy (ogólnie za przystąpieniem i nawet szybkim, ale niestety nie da się obecnie zmienić konstytucji, a poza tym nie wiemy, jaki ostateczny kształt instytucjonalny przybierze strefa euro); f) zwolennicy szybkiego zintensyfikowania dyskusji bez przesądzania o szybkim przystąpieniu; g) jednoznaczni zwolennicy przekonani o wyraźnej przewadze politycznych i ekonomicznych korzyści członkostwa.

Różnica zdań między pozornymi zwolennikami i umiarkowanymi przeciwnikami jest niewielka i polega właściwie na trochę innym rozłożeniu akcentów. Dużo bardziej istotne jest to, że grupy te są najbardziej wpływowe w kształtowaniu opinii społecznej i że można do jednej z nich zaliczyć m.in. prezesa NBP, byłego i obecnego ministra finansów oraz szefa Rady Gospodarczej przy Premierze. Obydwie te grupy są zgodne co do tego, że polska gospodarka wymaga reform strony podażowej wzmacniających konkurencyjność gospodarki. Słabość tego rozumowania polega jednak przede wszystkim na tym, że nie wskazują oni, co innego niż perspektywa członkostwa może być czynnikiem uruchamiającym potrzebne reformy i zmiany strukturalne.

Poza tym nie dostrzegają oni lub mocno nie doszacowują politycznych korzyści z członkostwa, których znaczenie ostatnio bardzo wzrosło. Gdyby więc nawet udało się w jakiś inny sposób przyspieszyć proces modernizacji gospodarki, to i tak względy polityczne silnie przemawiają za opcją przyspieszenia wejścia do strefy euro. Trzecia słabość rozumowania polega na tym, że odwlekanie przystąpienia oznacza znaczne koszty przyszłego skokowego dostosowania się do nowych rozwiązań instytucjonalnych strefy euro, które w reakcji na obecny kryzys są stopniowo, ale konsekwentnie wprowadzane.

Pasywność myślenia

Z punktu widzenia jakości debaty publicznej najbardziej rozczarowujący jest jednak milczący sojusz, a w każdym razie stan niekorzystnej równowagi sił, jaki wytworzył się między „umiarkowanymi przeciwnikami" i „pozornymi zwolennikami". Nawet jeśli intencje i głębsze przeświadczenia są w obydwu grupach odmienne, to nie przekładają się one na próby zidentyfikowania nowych uwarunkowań i zbudowania na tej podstawie nowego bilansu korzyści i kosztów członkostwa. Dyskusja zostaje zawieszona i nie ma bodźców do tego, aby to zmienić. Zamiast wprowadzania do dyskusji nowych argumentów i zmuszania oponentów do precyzyjnego odniesienia się do nich mamy wygodne obracanie się wokół sądów tak ogólnikowych, że żadna ze stron nie czuje się na tyle intelektualnie i emocjonalnie nimi dotknięta, aby zareagować.

Żadnej z nich nie chce się nawet zadawać tzw. trudnych pytań, mimo że pozwoliłoby to znacząco wzmocnić własną pozycję. Można by się spodziewać na przykład, że zwolennicy przystąpienia, nawet ci umiarkowani, będą nękać przeciwników następującymi pytaniami: a) dlaczego żaden z krajów najsilniej dotkniętych kryzysem nie chce wystąpić ze strefy euro?, b) dlaczego Słowacja, która przystąpiła do strefy euro w samym środku kryzysu, radzi sobie równie dobrze jak Polska?, c) dlaczego Łotwie udało się tak szybko wyjść z bardzo głębokiej recesji bez uciekania się do dewaluacji i bez rezygnacji z aspiracji przyjęcia euro?

Tę kultywowaną przez obie strony pasywność myślenia i działania próbował co jakiś czas naruszyć prezydent Bronisław Komorowski, organizując debaty publiczne. Skuteczność tej formy działania była jednak ograniczona i dopiero kryzys ukraiński stworzył szansę na przełamanie inercji ekonomistów i polityków.

Co należy zrobić, żeby skutecznie ożywić debatę publiczną, dokonać ponownej, pogłębionej analizy korzyści i strat oraz podjąć racjonalną decyzję? Szukając odpowiedzi, lepiej jest mówić o pewnej sekwencji etapów przygotowań niż o konkretnym kalendarzu i dacie wejścia, ponieważ obecnie właściwie każdy rząd unikałby w tej sprawie jednoznacznych deklaracji. Niemniej jednak konieczne jest choćby ogólne powiązanie tej sekwencji z czasem rzeczywistym.

Ryzyko Europy ?dwóch prędkości

Bardzo ważne jest to, aby starania Polski o członkostwo mogły się zakończyć sukcesem, zanim wygaśnie transfer środków unijnych w ramach nowej perspektywy finansowej. Jeśli tak się nie stanie, to na początku następnej dekady może się okazać prawdopodobna szybko postępująca erozja poparcia dla samego członkostwa w Unii Europejskiej. Wydaje się, że sekwencja działań powinna być następująca: 1) uruchomienie na szeroką skalę akcji informacyjnej, która da rzetelny, uaktualniony bilans kosztów i korzyści, dzięki czemu uda się w znaczącym stopniu odbudować w sondażach poparcie dla wejścia do strefy euro; 2) rosnące poparcie zachęci, a nawet zmusi partie polityczne do uwzględnienia tej kwestii w kampanii wyborczej; 3) jeśli towarzyszyć temu będzie dalsze odbudowywanie poparcia, to pojawi się szansa, by zmiana zapisu w konstytucji stała się jednym z elementów myślenia o kształcie przyszłej koalicji; 4) szansa ta, aczkolwiek nieprzesądzająca o końcowej decyzji, powinna stanowić bodziec do drugiego etapu dyskusji, skoncentrowanego na wynikach raportów, których przygotowanie zostałoby wcześniej zlecone zagranicznym i polskim ekspertom przez organy władzy państwowej.

Z exposé premier Ewy Kopacz jasno wynika, że uruchomienie przedstawionej sekwencji nie jest celem rządu. Można powiedzieć, że strategiczna kwestia euro przegrała z bieżącymi problemami i została po raz kolejny odsunięta na bliżej nieokreśloną przyszłość, przynajmniej na razie.  W sytuacji, gdy coraz większe jest ryzyko powstania Europy dwóch prędkości, stwierdzenie, że „Polska weszła do pierwszej ligi Unii Europejskiej", jest zaskakujące, o ile nie chodziło o to, iż nad nią jest jeszcze ekstraklasa. W każdym razie okazało się, że sojusz między „umiarkowanymi przeciwnikami" i „pozornymi zwolennikami" na pewno nie osłabł, w każdym razie wśród doradców rządu.

Oznacza to też jednak, że centrum myślenia strategicznego w jeszcze większym stopniu przesuwa się do prezydenta i jego kancelarii. Bardzo wiele będzie zależało od następnego kroku prezydenta. Jeśli zdecyduje, że kwestia członkostwa w strefie euro powinna się stać istotnym elementem dyskusji przed wyborami prezydenckimi, to można przyjąć, iż kwestia ta odegra najprawdopodobniej ważną rolę także w wyborach do Sejmu i Senatu. Strategiczny cel w postaci wzmocnienia międzynarodowej pozycji i bezpieczeństwa kraju przemawia za tym, aby krok ten wykonać.

Prof. Andrzej Wojtyna jest kierownikiem Katedry Makroekonomii Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie

Jeszcze kilka lat temu ogólny, prorynkowy kierunek transformacji wydawał się w Polsce niezagrożony. Chociaż w trakcie kolejnych kampanii przedwyborczych różne partie zgłaszały dosyć radykalne postulaty, które – jeśli zostałyby zrealizowane – oznaczałyby odwrócenie lub w każdym razie wyraźne spowolnienie procesu transformacji, to jednak po zmianie władzy kontynuowały one podstawowy kierunek zmian systemowych.

Dla ekonomistów było to miłym zaskoczeniem, ponieważ sugerowało, że racjonalność ekonomiczna i myślenie propaństwowe zwyciężają z krótkowzrocznym interesem polityków. W konsekwencji wydawało się, że nie grozi już nam demontaż z trudem stworzonych instytucji gospodarki rynkowej i że proces transformacji jest w zasadzie nieodwracalny. Wydawało się też, że osiągnęliśmy korzystny punkt na krzywej obrazującej wymienność między regułami i elastycznością dostosowań gospodarki. Pozwoliło to gospodarce znaleźć się na bezpiecznej trajektorii wzrostu, na której nie dochodziło do dłuższych okresów, w których płace realne rosłyby szybciej niż wydajność pracy, nie doszło do nadmiernej polaryzacji dochodów, deficyt strukturalny i dług publiczny były względnie stabilne w relacji do PKB, a stabilność finansowa była zachowana dzięki dobrze działającemu nadzorowi bankowemu.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Jak skrócić tydzień pracy w Polsce
Opinie Ekonomiczne
Stanisław Stasiura: Kanada – wybory w czasach wojny celnej
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Polscy milionerzy wolą luksusowe samochody i spa niż nieruchomości