Jestem przekonany, że gdyby poziom informatyzacji państwa mierzyć aktywnością polityków i urzędników w mediach społecznościowych, Polska zajęłaby jedno z czołowych miejsc na świecie.
Przeglądając Facebooka i Twittera, dużo szybciej poznamy poglądy czołowych polityków na najważniejsze sprawy państwa, niż śledząc oficjalne komunikaty. Można się cieszyć, że mamy tak dobrze obeznanych z nowoczesnymi technologiami włodarzy. Szkoda tylko, że ta – trzeba dodać, iż czasem beztroska i bezmyślna – aktywność w social mediach nie przekłada się na większe zaangażowanie w tworzenie dobrego prawa, ułatwiającego rozwój rynku cyfrowego. Technologiczny „pociąg", jak pokazała chociażby sprawa ACTA, wciąż o kilka stacji wyprzedza próbujące dogonić go prawodawstwo. Problem dotyczy nie tylko Polski, lecz także całej UE. Np. USA czy kraje Azji mają już strategie i przepisy dotyczące działania rynku cyfrowego. A UE? Bruksela dopiero teraz zabiera się za jego uporządkowanie, ogłaszając niedawno strategię jednolitego rynku cyfrowego. Jej szczytny cel zakłada „zniesienie ograniczeń regulacyjnych i ostateczne przekształcenie 28 rynków krajowych w jedną całość", jak głosi oficjalny komunikat.